Skutki uboczne to tytuł świetnego zbioru opowiadań Woody’ego Allena. Rzadko wesołych, ale zawsze śmiesznych i absurdalnych. Obecna sytuacja, zmusza wszystkich do pracy w zmienionych okolicznościach. Wiążą się z nimi kwestie prawne, nad którymi wcześniej filmowcy zastanawiali się rzadko albo wcale.
Człowiek w masce
Znajomy filmowiec, narzekający na ograniczenia, związane z możliwością wykonywania zdjęć i przeprowadzania wywiadów, z umówionymi ponad rok temu rozmówcami, stwierdził: „Taki jest chociaż pożytek z masek, że nie trzeba pytać ludzi o zgodę na korzystanie z ich wizerunku. Bo wszystko mają i tak zakryte.”
Błąd! Pomijając sposób, w jaki spora część obywateli nosi maski, to nawet w przypadku prawidłowego założenia – wciąż nie jest zakryte wszystko. Wciąż dostrzegalne są elementy istotne, z punktu widzenia ochrony prawa do wizerunku. Trzeba pamiętać, że pojęcie to obejmuje wszystkie cechy fizyczne, umożliwiające identyfikację człowieka. A te są umiejscowione nie tylko na twarzy. W dodatku wystarczy przypomnieć sobie jakikolwiek film lub serial o chirurgach (np. kultowy Ostry dyżur czy Grey’s Anatomy), żeby szybko ustalić, czy rzeczywiście nie dało się zidentyfikować ulubionych bohaterów nad stołem operacyjnym? Nawet jeśli popadając lekko w paranoję, charakterystyczną dla bohaterów Allena, ktoś wybierze maskę à la Darth Vader, wciąż należy respektować prawo tej osoby do decydowania o fakcie i sposobie rozpowszechniania wizerunku. Trzeba bowiem pamiętać o sposobie poruszania się, który może być charakterystyczny, oraz o głosie. Niektórzy prawnicy kłócą się czy głos to osobne dobro osobiste, czy też ujmowane w ramach wizerunku. Najważniejsza jest jednak informacja, że także podlega ochronie. Charakterystyczny sposób poruszania się to nie tylko komediowy chód Charliego Chaplina! Pracowałam kiedyś przy produkcji filmu eventowego, relacjonującego zawody narciarskie. Zawodnicy ubrani od stóp do głów w kombinezony i gogle, w dodatku identyczne, bo dostarczone przez sponsora. Wydawałoby się, że wszyscy są anonimowi. Do czasu! Wystarczyło, że zjechał pierwszy zawodnik, by rozentuzjazmowany tłum rozpoznał go po stylu zjazdu.
Można tę sytuację odnieść do wizerunków pracowników służby zdrowia, których zabezpieczenia nie ograniczają się tylko do masek czy przyłbic, ale obejmują także skafandry ochronne. Oczywiście ze względu na rodzaj aktywności, ryzyko identyfikacji takiej osoby jest niemalże żadne, ale warto je wziąć pod uwagę. Filmowcowi łatwiej naruszyć prawo do wizerunku, niż fotografowi. Dzieje się tak ze względu na wspomniane dodatkowe elementy, podlegające ochronie, nieuchwytne w przypadku statycznego obrazu i bez rejestracji dźwięku.
Kwestie związane z wizerunkiem nabierają dodatkowego znaczenia w związku z przepisami RODO. Zanim ludzkość zaczęły nękać inne problemy, to właśnie RODO budziło strach i niepewność. Przepisami wspomnianego rozporządzenia w sprawie ochrony osób fizycznych w związku z przetwarzaniem danych osobowych, objęty jest także wizerunek. W akcie prawnym przewidziano pewne odstępstwa od ogólnych zasad w związku z wypowiedziami o charakterze artystycznym oraz z myślą o dziennikarzach. Nikt jednak nie przećwiczył na razie zakresu tego wyjątku w praktyce. Wiadomo natomiast, że kary pieniężne za nieprzestrzeganie przepisów RODO, stanowią dochód budżetu państwa. Może to stanowić, zwłaszcza w ostatnich miesiącach, skuteczną motywację do skrupulatnego kontrolowania czy podmioty administrujące danymi osobowymi, lub je przetwarzające, postępują zgodnie z prawem.
Umowa bez…umowy?!
Mimo paraliżu gospodarczego, sytuacja w ostatnich tygodniach jest bardzo dynamiczna. Konieczność zawieszania czy odwoływania zdjęć a także dobrowolna rezygnacja z życia zawodowego na rzecz innych priorytetów, wymuszają nieustającą zmianę planów. Nie ma czasu na podpisywanie dokumentów ani wnikliwe analizowanie warunków współpracy. Jest okazja, trzeba łapać. Nawet, jeśli plany dotyczą bliżej niesprecyzowanej przyszłości.
Dzwoni telefon. Dobra wiadomość! Szykują się zdjęcia, jest zbierana ekipa. Niebawem, prawdopodobnie, zostaną zniesione ograniczenia, uniemożliwiające kręcenie. Część ze starego zespołu odpadła. Szukany jest nowy reżyser. Pełen metraż, liczba dni zdjęciowych to się zobaczy, coś koło miesiąca. Stawka taka a taka. Na jaki adres mailowy mogę przesłać warunki współpracy?
Minęło kilka dni, reżyser otrzymuje maila z harmonogramem zdjęć i oczekiwaniem gotowości do pracy w określone dni, począwszy od końca przyszłego miesiąca. A za tydzień obowiązek przeprowadzenia dokumentacji. Załączono umowę, oczywiście o wiele bardziej szczegółową, niż rozmowa, ale jednak różniącej się w szczególe zasadniczym, czyli w kwestii wynagrodzenia. Kontrakt przewidywał także odczuwalne, zwłaszcza w porównaniu do wysokości honorarium, kary umowne za każdy dzień opóźnienia w realizacji obowiązków.
Reżyser nie chce przepuścić okazji ani wyrobić sobie reputacji takiego, co raz zgadza a potem robi problemy. Z drugiej strony, przez telefon projekt wydawał się bardziej atrakcyjny. W dodatku konkretne działania miały zostać jeszcze sprecyzowane, z uwzględnieniem dostępności twórcy. Z maila wynika zupełnie co innego. Nie tak się przecież umawiali!
Inna sytuacja. Pewien przedsiębiorca dał ogłoszenie na portalu społecznościowym, że potrzebuje jednej osoby z kamerą do zarejestrowania szkolenia dnia takiego a takiego, w dniu tym i tym. Podano wymagania co do technicznych aspektów pliku oraz inne oczekiwania względem materiału. Wynagrodzenie miało być uzgodnione w wiadomości prywatnej. Na ogłoszenie odpowiedział niedoświadczony, ale rozentuzjazmowany chłopak, pytając, na jakie honorarium może liczyć. Została podana kwota i adres, pod którym będzie odbywać się szkolenie. Chłopak postanowił skonsultować ofertę z bardziej doświadczonymi kolegami, którzy powiedzieli mu, że nawet uwzględniając sytuację na rynku, związaną z epidemią, ta propozycja to jakiś żart i strata czasu. Chłopakowi nie było jednak do śmiechu, kiedy w dniu szkolenia został zasypany wiadomościami od czekającego na niego niedoszłego klienta, pełnymi obelg i gróźb postępowaniem sądowym.
Czy w powyższych przypadkach doszło w ogóle do zawarcia umowy?
Należy pamiętać, że, wbrew pozorom, regułą jest całkowita dowolność co do formy zawieranej umowy. Przypadki, w których ustawodawca uzależnia jej ważność lub określone skutki od konkretnej formy, są rzadkością. Akurat tak się złożyło, że niektóre z tych wyjątków dotyczą pracy filmowca, ale nie we wszystkich okolicznościach.
Kiedy dochodzi do zawarcia umowy?
Wtedy, gdy strony osiągnęły wystarczające porozumienie. Zbyt wiele ta informacja nie wnosi, jeśli jedna ze stron twierdzi, że owszem a druga kwestionuje jakiekolwiek wiążące ustalenia.
Po pierwsze – tryb. Najczęściej umowy zawiera się w drodze oferty lub poprzez negocjacje. Ten pierwszy sposób polega na tym, że jedna strona formułuje oświadczenie woli, które stanowczo wyraża wolę zawarcia umowy i określa jej istotne elementy. Nie wszystkie konieczne dla sprawnej współpracy, ale te umożliwiające rozpoznanie o jaką w ogóle umowę chodzi. Jesteśmy na razie na etapie ustalenia czy w ogóle doszło do zawarcia umowy, czyli czy jedna strona ma prawnie chronione oczekiwania, że druga wywiąże się z obowiązków. Inne kwestie mogą być albo zrekonstruowane na podstawie przepisów odpowiednich przepisów prawa, albo dogadane następczo przez strony. Jeśli dane oświadczenie woli można zakwalifikować jako ofertę, to wiąże ona składającego. Musi się pozostawać w gotowości do wykonania umowy. Wystarczy, że druga strona powie OK, wchodzę w to! Jak długo trwa ten stan wyczekiwania? To zależy od wybranego sposobu komunikacji. Jeśli oferta została złożona za pomocą środka bezpośredniego porozumiewania się na odległość, przestaje wiązać, gdy nie zostanie przyjęta niezwłocznie. Chodzi o bezpośredni kontakt, umożliwiający natychmiastową rekcję. W grę wchodzi rozmowa przez telefon czy telekonferencja połączona z obrazem. Wykluczona jest korespondencja mailowa czy sms. W takich przypadkach oferta przestaje wiązać z upływem czasu, w którym składający ofertę mógł w zwykłym toku czynności otrzymać odpowiedź wysłaną bez nieuzasadnionego opóźnienia. Nie wszyscy rzucają się na maile trzy sekundy po ich otrzymaniu. W dodatku otrzymują ich nawet kilkadziesiąt dziennie. Poza tym oferta wymaga rozważenia. Raczej nie da się powiedzieć, ile konkretnie dni zajmuje udzielenie odpowiedzi bez nieuzasadnionego opóźnienia. Składając ofertę racjonalnie jest jednak założyć, że trzeba odczekać kilka dni, zanim zaproponuje się współpracę innej osobie albo zechce zmienić jej warunki. Jeśli taki dyskomfort jest zbyt ograniczający, żaden problem! Wystarczy od razu sprecyzować w ofercie, jak długo wiąże.
Wróćmy do opisywanych sytuacji. W pierwszej, reżyser wyraził zainteresowanie projektem od razu, podczas rozmowy telefonicznej. W drugiej, chłopak postąpił według wytycznych, napisał wiadomość a ponieważ nie był usatysfakcjonowany przedstawionymi warunkami współpracy, na kolejną nie odpowiedział i nie czuł się zobowiązany wykonać zlecenie.
W obu opisanych przypadkach problemu nie stanowi jednak sposób odpowiedzi na ofertę, ale fakt, że w ogóle do jej złożenia nie doszło. W odniesieniu do sytuacji reżysera, zabrakło w ogóle sprecyzowania istotnych warunków umowy. Za ofertę należałoby uznać tekst przesłany mailem reżyserowi. Teraz piłeczka jest po jego stronie. Może ofertę przyjąć lub odrzucić. Ewentualnie strony mogą przejść w tryb negocjacji, traktując udostępniony dokument jako punkt wyjścia. Przy wyborze takiej opcji, umowa zostaje zawarta, gdy strony dojdą do porozumienia co do wszystkich jej postanowień, które były przedmiotem negocjacji. W przypadku chłopaka, do sformułowania oferty doszło tak naprawdę dopiero w momencie zaproponowana wysokości wynagrodzenia. Jednym z istotnych elementów umowy o dzieło jest domniemanie jej odpłatności, co zostało zresztą potwierdzone w treści ogłoszenia. Należy zatem uznać, że chłopak po prostu nie przyjął oferty, do czego miał prawo. Jego milczenie nie powinno być zinterpretowane jako przyjęcie warunków współpracy.
Czy da się zawrzeć umowę przez sms?
Po drugie – forma. Rozważmy teraz czy w zaistniałych czasach, kiedy osobisty kontakt a nawet udanie się na pocztę może stanowić problem, zawarcie ważnej i skutecznej umowy wyłącznie za pośrednictwem maila i telefonu jest możliwe?! Jeśli chodzi o samą umowę o dzieło czy zlecenia, przepisy kodeksu cywilnego nie stanowią problemu. Pomijając, iż dla zawarcia tych umów nie jest przewidziana żadna szczególna forma, w tym wymagająca odręcznych podpisów stron, to w dodatku kilka lat temu wprowadzono przepisy o tzw. formie dokumentowej. Do jej zachowania wystarcza złożenie oświadczenia woli w postaci dokumentu, w sposób umożliwiający ustalenie osoby składającej oświadczenie. Za dokument uważa się nośnik informacji umożliwiający zapoznanie się z jej treścią. Wystarczy zatem, że producent wysyła reżyserowi treść proponowanej umowy w pliku. Dopuszczalne są wszelkie środki komunikacji, takie jak sms, e-mail czy z wykorzystaniem przesyłania wiadomości przez portale społecznościowe. Ważne, by dało się bez żadnych wątpliwości ustalić tożsamość stron. Reżyser zgłasza uwagi, wprowadzając je do dokumentu lub w treści maila. Producent odpisuje na co się zgadza a gdzie nie widzi możliwości uwzględnienia zmian, ale proponuje alternatywne rozwiązanie. Reżyser aprobuje propozycję. Od tego momentu strony są związane umową o treści wynikającej z korespondencji mailowej. Jeśli nie wszystkie ustalenia zostały wprowadzone do pliku, zakres praw i obowiązków należy zrekonstruować z uwzględnieniem wysyłanych wiadomości.
Uwaga! W przypadku umów o dzieło, którym jest utwór lub określony wkład twórczy, zwykle zamawiający ma oczekiwania co do możliwości korzystania z efektu pracy. Prawo autorskie stawia określone wymogi w przedmiocie formy. Dla ważności przeniesienia praw lub udzielenia licencji wyłącznej, konieczna jest forma pisemna, czyli z odręcznym podpisem obu stron. Prawnicy uznają, że nie wystarcza, aby każda ze stron podpisała dokument obejmujący treść umowy, po czym zrobiła zdjęcie i przesłała je drugiej stronie mailem lub smsem. Alternatywą jest forma elektroniczna, jednak wymaga ona posługiwania się przez obie strony kwalifikowanym podpisem elektronicznym. Składa się zazwyczaj na niego specjalne oprogramowanie i czytnik kart kryptograficznych. Jest to stosunkowo mało rozpowszechnione rozwiązanie, wymagające zakupu podpisu od certyfikowanego dostawcy.
Jeśli zatem w opisanej powyżej sytuacji, producent z reżyserem zawrą umowę wyłącznie w drodze wymiany maili, należy uznać, że wiąże ich umowa o dzieło. Problem jest z prawami autorskimi do niego, bo w powyżej formie reżyser może udzielić jedynie licencji niewyłącznej. To z kolei rodzi pytanie a wynagrodzenie, które często jest uzależnione od przejścia praw. Usunięcie niepewności wynikającej z braku odpowiedniej formy jest ważne także ze względu na przepisy podatkowe i późniejsze działania producenta. Ktoś, nierozsądnie!, mógłby stwierdzić, że przecież dopóki producent płaci a reżyser nie kwestionuje sposobu korzystania z efektów jego pracy, to wszystko jest w porządku. Nie jest. Wystarczy, że producent będzie zawierał kolejne umowy, związane z tworzeniem czy dystrybucją filmu i może się okazać, że część z nich była nieważna. Niezależnie bowiem od przebiegu współpracy pomiędzy reżyserem a producentem, prawa autorskie są wciąż reżysera i producent nie może nimi skutecznie rozporządzać. Nawet, jeśli reżyser nie ma nic przeciwko.
Powrót do normalności
Może się okazać, że normalność będzie oznaczała przystosowanie się do funkcjonowania przy zagrożeniu zakażenia wirusem. Z mojego punktu widzenia, najbardziej pozytywnym skutkiem ubocznym epidemii jest zwrócenie uwagi przez filmowców na prawne aspekty ich pracy. Niektórzy wykorzystali czas przestoju na uporządkowanie umów, dokończenie negocjacji i zaplanowanej przyszłej działalności z uwzględnieniem przepisów prawa. Mam nadzieję, że ich treść pozwoli na efektywne funkcjonowanie w nowej rzeczywistości lub chociaż nie będzie tego dodatkowo utrudniać.
Tekst ukazał się w Nr 2/2020 Film&TV Kamera