Twój życiorys, mój film: czy trzeba podpisywać umowę?

Barack i Michelle Obama podpisali umowę z wydawcą, dzięki której, podobno wzbogacą się o 60 mln dolarów. Będą wspominać Biały Dom sprzed epoki złotych zasłon. Powstanie historia i herstoria. A co jeśli filmowiec nie ma takich pieniędzy a chce zrobić film o fascynującej go postaci?

Temat już był przeze mnie opisywany, ale powraca, w związku z pytaniem zadanym przez pewną przemiłą Scenarzystkę:

jaki dokument powinnam spisać z bohaterką mojego scenariusza filmowego, że zgadza się ona na użycie przeze mnie jej historii. Poza tym będzie to zdecydowanie bardziej film
fabularny, oparty na faktach niż typowa biografia – dokument, dlatego też chciałabym mieć na piśmie zapewnienie od bohaterki, że jest świadoma, iż nie wszystko będzie jeden do jednego z rzeczywistością.

Dwie wiadomości

Dobra jest taka, że większość pracy scenarzysta może wykonać bez zezwolenia bohatera. Zła jest taka, że tam, gdzie potrzebna jest umowa i tak za wiele się nią nie zdziała.

Historia, życiorys, nie są chronione prawem autorskim. Dotyczy to zarówno celebrytów, polityków, jak i zwykłych zjadaczy bezglutenowego chleba. Trzeba jednak odróżnić wykorzystanie czyjejś życiowej historii, od stworzonej na jej podstawie biografii. Ta już jest chroniona prawem autorskim.

A co to jest „czyjaś historia”? Życiorys, ustalony na podstawie dostępnych materiałów. A te mogą być o różnej treści i z różnego źródła. Nie wolno ujawniać informacji naruszających prywatność.  Przyjmuje się, że chodzi o tę sferę życia, która toczy się wyłącznie za zamkniętymi drzwiami. O której nie ma ochoty się informować osób postronnych. To od zainteresowanego zależy, jak szeroko bądź wąsko tę sferę ujmuje. Co, komu i dlaczego opowiada. Jego postawa jest w tej kwestii kluczowa.

Innym dobrem osobistym, które  może zostać naruszone przy tworzeniu scenariusza, to cześć i dobre imię. Różnica pomiędzy tymi wartościami jest subtelna. W zasadzie sprowadza się do rozgraniczenia pomiędzy tym, jak ja sama się czuję na skutek cudzego działania oraz tym, jak teraz na mnie będą patrzeć inni.

UWAGA: do naruszenia powyższych dóbr osobistych może dojść tylko pod warunkiem, że dana osoba jest rozpoznawalna i że bez wątpienia to ona jest bohaterem opowieści.

Jeśli zatem bierze się na warsztat czyjąś historię, np. opowiadaną przez gości „Rozmów w Toku”, to im bardziej się koloryzuje i odchodzi od oryginału, tym mniejsze prawdopodobieństwo, że dojdzie do naruszenia dóbr osobistych. Przykładowo, w jednym z odcinków rozmówca polecił kobiecie, by zmieniła dziecku imię i wtedy przestanie chorować. Zrobił też w życiu jeszcze kilka innych rzeczy. Piękna historia! Czy jeśli posłuży do wykreowania postaci znachora-szaleńca, gość Ewy Drzyzgi miałby podstawy, do oskarżenia o naruszenie jego dóbr osobistych?! Nie, nie miałby.

Umowa z bohaterką

Jeśli tak naprawdę film nie jest o bohaterce, tylko o tym, co jej się przydarzyło, minimalizuje to ryzyko rozpoznania konkretnej osoby. To z kolei obniża prawdopodobieństwo naruszenia dóbr osobistych. Jeśli aktywność bohatera ogranicza się do opowiedzenia, co go spotkało w życiu, film nie będzie umożliwiał identyfikacji, w ogóle można się obejść bez umowy.

Gdyby jednak scenariusz umożliwiał identyfikację osoby a w dodatku opowiadał o prywatnej sferze życia, może powstać pewien problem. Nawet jeśli jednego dnia bohaterka opowiada z zapałem o swojej kleptomańskiej pasji i twierdzi, że ten wątek ubarwi historię, może potem zmienić zdanie. Na drugi dzień, za tydzień albo już po stworzeniu scenariusza. Dobra osobiste, mimo że niektóre z nich są dziś traktowane jak towar, mają charakter niemajątkowy. Są chronione w wyjątkowy sposób. Zgoda na wkroczenie w ich sferę, może być zawsze przez uprawnionego cofnięta. Jedyną możliwością zabezpieczenia się przed niekorzystnymi skutkami takiej decyzji, jest przewidzenie w umowie odszkodowania. Można zastrzec, że jeśli bohater się rozmyśli, to ma obowiązek zapłacić określoną sumę pieniędzy. Taki mechanizm jest wykorzystywany np. przy umowach dotyczących publikowania wywiadów z celebrytami.

Kwestia innych postanowień umowy, zależy od zakresu współpracy pomiędzy twórcą i bohaterem. Czym innym jest opowiedzenie kilku faktów z życia a czym innym czynny udział w sporządzaniu scenariusza.

Czy bohaterka musi zgodzić się w umowie na modyfikowanie jej historii życiowej? Życiorys nie utwór a scenariusz owszem. To raczej scenarzysta ma słuszne prawo, żeby się sprzeciwiać jakimkolwiek modyfikacjom w jego dziele. Jeśli zatem osoba przedstawiona w filmie jest nieidentyfikowalna, problemu nie ma. W pozostałych przypadkach, istotne jest tylko to, czy w wyniku modyfikacji, dochodzi do naruszenia dóbr osobistych.

Jeśli w filmie ma być wykorzystywane prawdziwe imię i nazwisko bohaterki, należy uzyskać na to zgodę.

Za co te miliony? 

Za wyłączność na wysłuchanie, opisanie i rozpowszechnienie historii. Ponieważ sam życiorys, zwłaszcza osób publicznych, nie podlega ochronie, tego typu umowa:

  • nie gwarantuje, że nikt inny nie zrobi filmu w oparciu o życiorys danej osoby;
  • nie powoduje, że można zabronić bohaterowi opowiadania o swoim życiu komuś innemu.

To co w ogóle daje? Skoro przewiduje wysokie wynagrodzenie za wyłączność, powinna mieć skorelowaną z nim karę umowną za naruszenie tego wymogu. Jeśli bohater dostarczy pikantnych szczegółów innemu scenarzyście/producentowi, ma zapłacić określoną sumę. Zawsze istnieje ryzyko, że będzie ona niższa, niż wynagrodzenie od konkurencji. To, że życiorys nie jest chroniony prawem autorskim jest o tyle korzystne, że nie trzeba zgody na jego opracowanie w formie filmu. Minus jest taki, że nie ma podstaw, by zakazywać podobnych działań innym twórcom.

Skoro Obamowie dostali tyle pieniędzy za film, może zastanawiać, ile dostaną za film. Być może nic! Zależy, jak jest skonstruowana umowa z wydawcą. Jeśli będzie miał wyłączne prawa autorskie do tekstu, będzie mógł negocjować z wytwórnią z pominięciem państwa Obama. Może pominie ich nawet przy podziale zysku. Tego się nie dowiemy, chyba że dzięki uprzejmości WikiLeaks.