Scenariusz filmu „Kształt wody” bez Oscara w kategorii najlepszy scenariusz oryginalny. Zdaniem Amerykańskiej Akademii Filmowej, nie jest najlepszy. A czy jest oryginalny?!
Dobry zły tytuł
O czym ten wpis NIE jest?! O tym, co w tytule. Nie chodzi o to, żeby ustalić czy plagiat, czy nie plagiat. Przede wszystkim nie miałam możliwości skonfrontowania dwóch utworów, o których będzie mowa (sztuki i scenariusza). Przyjmuję zatem, że jest tak, jak twierdzą w pozwie i że spór dotyczy nie samych faktów, ale wyłącznie ich interpretacji. Poza tym sPRAWĘ amerykańską traktuję jedynie jako punkt wyjścia dla rozważań istotnych dla polskich twórców.
Kilka zdań o plagiacie
W tytule pytam o to, o co najczęściej pytają internauci, czyli o plagiat. To pytanie podoba mi się tylko dlatego, że upraszcza przekaz. Jak ludzie słyszą „plagiat”, to myślą „coś tam z naruszeniem prawa autorskiego”. Jest jednak szereg powodów, dla których używanie tego pojęcia nie jest najlepszym pomysłem i szereg innych pojęć, które mogą „plagiat” zastąpić.
Po pierwsze, w ustawie o prawie autorskim słowa „plagiat” się nie używa. Każdy pod tym pojęciem może rozumieć trochę co innego.
Po drugie, o plagiacie mówi się raczej w kontekście odpowiedzialności karnej. Jej egzekwowanie jest dla poszkodowanego mało efektywnym środkiem. Zwykle chodzi mu o kasę i o to, żeby odbiorcy wiedzieli, kto tak naprawdę jest autorem danego utworu. Więzienie czy grzywna dla naruszyciela, lepiej sprawdzą się w scenariuszu filmowym, niż w życiu.
Po trzecie, plagiat, jako przestępstwo, może być dokonany jedynie świadomie i umyślnie. W przypadku wyciągania cywilno-prawnych konsekwencji z naruszeń prawa autorskiego, nie ma znaczenia czy ktoś wiedział, czy nie wiedział, że działa niezgodnie z prawem. Odpowiedzialność poniesie zatem nie tylko ten, kto świadomie zekranizował scenariusz początkującego twórcy, który rozsyła producentom swoje teksty w niezamawianych mailach, ale także i producent, zapewniany przez scenarzystę, że tekst jest wyłącznie jego autorstwa.
Po czwarte, w sPRAWIE chodzi o szczególną formę naruszenia prawa autorskiego, czyli zarzut rozpowszechnienia utworu zależnego, tu scenariusza i filmu, bez zgody tego, kto ma prawa do oryginału, tu sztuki teatralnej.
Treatment sporu
Pozew przeciwko producentom, reżyserowi i scenarzyście filmu (Guillermo del Toro), złożył syn Paula Zindela. Twierdzi, że obraz to ekranizacja sztuki ojca, Let Me Hear You Whisper. Gościła już ona na małym ekranie w latach ’60 ubiegłego wieku, w ramach czegoś podobnego do Teatru Telewizji. Syn autora teoretycznie nie widzi problemu, żeby zaadaptować tekst to formy filmowej ale praktycznie, jako spadkobierca praw autorskich, uważa, że konieczne jest zawarcie z nim odpowiedniej umowy.
Zarówno w prawie amerykańskim jak i polskim, stworzenie scenariusza filmu na bazie innego tekstu, np. sztuki teatralnej, prowadzi po powstania tzw. utworu zależnego. Polega to na tym, że biorę z cudzego utworu to, co twórcze i przerabiam, wplatam, nadaję nowy kształt w swoim własnym utworze. Tworzyć sobie mogę co chcę bez czyjejkolwiek zgody. Jeśli natomiast chcę rozpowszechniać efekt wysiłków twórczych, muszę mieć zgodę tego, kto ma prawa do oryginału.
W ramach odcinania kuponów od sukcesu filmu, Guillermo del Toro zdążył wraz z Danielem Krausem napisać książkę na podstawie scenariusza. Ta inicjatywa również została odnotowana w pozwie. Uprzejmie poproszono, by jej zaniechać.
Czy rzeczywiście doszło do naruszenia prawa autorskiego?! Poniżej spróbuję dokonać oceny, bazując na prawie polskim. Mimo że sprawa toczy się w USA, jej analiza może posłużyć jako case dla rodzimych twórców. Nie wiem czy mam rację. Mami natomiast przekonanie, głębokie niemalże jak woda oceanu niepewności prawnej, na którą się właśnie rzucam, że jest tak, jak piszę.
Kształt utworu
Pewnie gdybym zadała pytanie Czy historia jest chroniona przez prawo autorskie?, większość osób odpowiedziałoby, że nie. O utworze można mówić dopiero wtedy, gdy nada się jej formę książki, scenariusza lub w inny sposób twórczo wyrazi. Wydaje mi się, że problem polega na tym, że chyba zbyt często utożsamia się słowo „historia” z koncepcją czy ideą. A to nie zawsze to samo!
Czym innym jest „historia” o osobie nawiązującej kontakt z nieczłowiekiem, z którym buduje relację bardziej ludzką, niż z większością społeczeństwa a czym innym „historia” umiejscowiona w konkretnym momencie czasowym, o kobiecie pracującej w laboratorium, jako sprzątaczka/dozorczyni, posiadającej określone cechy, odkrywającej stworzenie zamknięte w zbiorniku wodnym, będące przedmiotem badań, do którego żywi specyficzne, jak na okoliczności, uczucia. O innych elementach „historii” dzielonej przez Let Me Hear You Whisper i Kształt wody poniżej. Chyba przybliżają one niechronioną historię do czegoś, co nie powinno być obojętne prawu autorskiemu.
Czy o twórczym i indywidualnym charakterze książki/sztuki/scenariusza, które niewątpliwie są utworami, decyduje wyłącznie warstwa językowa? Jest ona istotna, bo stanowi tzw. sposób wyrażenia. Ale czy przypadkiem prawnicy nie powinni także czytać tego, co pomiędzy słowami? Jest to bardzo trudne, bo nie chodzi o to, żeby poszerzać zakres monopoli prawnoautorskich w nieuzasadniony sposób. I tak są one dzisiaj, moim zdaniem, za szerokie. Trzeba jednak, w mojej opinii, chronić „historię” wówczas, gdy bez zapoznania się z cudzym utworem, nie istnieje prawdopodobieństwo, że doszłoby do niezależnego stworzenia identycznej lub bardzo podobnej fabuły. Należy uwzględnić tutaj nie tylko poszczególne wydarzenia, przebieg akcji czy charakterystykę postaci. Skoro w orzecznictwie uznaje się charakter twórczy siatki i kompozycji haseł w słowniku (wyr. SN z 15.11.2002 r., II CKN 1289/00), to chyba powinno się także obejmować ochroną „zestaw” wyżej wymienionych elementów. Nie jakichkolwiek i nie oczywistych w ramach doktryny scènes à faire, ale zestawionych w określony sposób, dobranych w twórczy i indywidualny sposób.
W powyższym kontekście warto zwrócić uwagę, że w amerykańskich produkcjach w napisach czasami wyróżnia się nie tylko scenarzystę czy autora tekstu, na bazie którego powstał scenariusz. W wielu czołówkach jest miejsce dla autora…historii. Nie oznacza to automatycznie, że chociaż w amerykańskim systemie prawym jest ona chroniona. Wynika z tego natomiast, że docenia się rolę tego, kto jest jej autorem. Także być może w znaczeniu prawa autorskiego.
Kształt wody od A do Z
Wracając do sPRAWY Kształtu wody, w pozwie dokonano szczegółowej analizy sztuki i filmu. Wypisano niemalże wszystkie podobieństwa pomiędzy nimi. Aż zabrakło alfabetu! Przytoczę wybrane z nich. Część z nich trzeba wziąć pod uwagę oceniając naruszenia prawa autorskiego, inne można określić, nawet po pobieżnej analizie, jako klasyczne scènes à faire. W wyliczeniu ujęto także podobieństwa, na które monopolu prawnoautorskiego nikt mieć nie może, jednak pojawienie się owych zbieżności, przemawia raczej za przywłaszczeniem cudzego, niż bardzo rzadkim przypadkiem niezależnej twórczości równoległej (poniższa lista została opracowana na podstawie pozwu, tłumaczenie i selekcja moje).
- Akcja rozgrywa się w latach ’60 w okresie Zimnej Wojny;
- Gatunek to mieszanka dramatu z fantasy i SF;
- Nastrój jest oniryczny a czasem surrealistyczny, z fantazyjnymi epizodami, rozgrywającymi się w głowie głównego bohatera;
- Głównym tematem jest napiętnowanie okrucieństwa, jakiego przedstawiciele gatunku ludzkiego dopuszczają się wobec innych stworzeń w imię postępu naukowego oraz przesłanie, że miłość i empatia mogą przezwyciężyć wszystkie przeciwności i prowadzą do magicznych odkryć;
- Akcja dzieje się w mieście na Wschodnim Wybrzeżu, nieopodal doku na rzece wpływającej do oceanu, co jest kluczowe dla dalszego rozwoju historii;
- Większość zdarzeń dzieje się w laboratorium, gdzie prowadzone są eksperymenty na użytek militarny;
- Główną bohaterką jest kobieta (Helen w sztuce, Elisa w filmie), niezamężna, introwertyczka, sprzątaczka, mieszka sama;
- Bohaterka pracuje na nocną zmianę jako sprzątaczka w laboratorium;
- Akcja w laboratorium rozgrywa się pomiędzy nocą a świtem;
- W laboratorium dochodzi do interakcji pomiędzy sześcioma postaciami. Ich imiona w sztuce i filmie są różne, postaci to: główna bohaterka; jej współpracownica; przełożony; naukowiec; w sztuce asystent naukowca a w filmie agent rządowy z zacięciem naukowym; w sztuce asystent naukowca a w filmie jeszcze jeden naukowiec; stworzenie;
- Akcja w jednostce laboratoryjnej toczy się w następujących miejscach: w samym laboratorium; w hallu prowadzącym do laboratorium; w szatni przeznaczonej dla personelu; w windzie przemysłowej, z której korzysta główna bohaterka;
- Główna bohaterka rozpoczyna swoją pracę w szatni, gdzie wiesza płaszcz i skąd zabiera sprzęt potrzebny do pracy;
- Współpracownica głównej bohaterki jest gadatliwą, zabawną sprzątaczką, szczebioczącą praktycznie bez przerwy, podczas gdy Helen/Elisa w ogóle się nie odzywa;
- Współpracownica opowiada Helen/Elisie o swoim byłym mężu i w sztuce mówi: „Największym błędem, jaki kiedykolwiek popełniłam, było wyjście za mąż” a w filmie „Żeby utrzymać małżeństwo, trzeba się sporo nakłamać”;
- Obie panie, jako najniższe rangą pracownice, są traktowane protekcjonalnie;
- Przełożony przygląda się uważnie pracy sprzątaczek i nieustannie wydaje im polecenia;
- Przełożony jest nerwowym histerykiem, który podlizuje się naukowcom;
- Główna bohaterka znajduje przyjemność i spokój w wykonywaniu codziennych czynności;
- Główna bohaterka jest przedstawiona jako wyjątkowo sumienna pracownica, błyskawicznie korzystająca ze swoich narzędzi pracy i to z wielkim poświęceniem, szorując podłogę na kolanach i, co wyboldowano w pozwie, zdrapująca z niej gumę;
- W jednym ze sprzątanych laboratoriów, główna bohaterka odkrywa wodne stworzenie, w sztuce delfina, w filmie humanoidalnego płaza, uwięzionego w klaustrofobicznym zbiorniku wodnym;
- Powracającymi motywami są milczenie i komunikacja. W sztuce: Helen sugeruje stworzenie, które nie komunikuje się jeszcze z nikim w laboratorium może być nieme i porównuje je do człowieka niemowy. W filmie: Elisa jest migającą niemową, identyfikującą się ze stworzeniem, które nie komunikuje się z nikim z laboratorium;
- W laboratorium jest także większy zbiornik/basen, w którym stworzenie może pływać, za wiedzą i pozwoleniem naukowców;
- Naukowcy badają zaawansowane umiejętności stworzenia z myślą o wykorzystaniu dla celów wojskowych;
- Wykorzystanie stworzenia dla celów wojskowych jest przedstawione jako bezduszne wykorzystanie niewinnej istoty;
- Doktor prowadzący zespół naukowy jest bardzo poświęcony nauce;
- Laboratorium jest wypchane narzędziami, wykorzystywanymi do badań nad stworzeniem.
I jeszcze kilka podobieństw wyselekcjonowanych przeze mnie, spośród kolejnych kilkudziesięciu:
- Mimo że akcja toczy się w latach ’60 XX wieku, zarówno w sztuce, jak i w filmie dużą rolę odgrywa muzyka z hollywoodzkich musicali z lat ’30 i ’40;
- W sztuce: Helen szoruje podłogę przy piosence Let Me Call You Sweetheart, co przywodzi na myśl scenę z filmu Thousands Cheer z 1943 roku, w którym Grace Kelly tańczy do tej właśnie piosenki, mając za partnera mop. W filmie: Elisa tańczy do innej piosenki, również z popularnego musicalu z lat ’40, w sposób przywodzący na myśl powyższą scenę;
- W sztuce: Helen broni prawa do życia stworzenia, porównując je do niemego człowieka, „Niektórzy ludzie nie mówią. Nie zabijamy ich tylko dlatego, że są niemowami”. W filmie: Elisa broni prawa do życia stworzenia, porównując je do samej siebie, „A ja to co? Poruszam ustami, jak on, i nie wydaje żadnego dźwięku, jak on. Czym to mnie czyni?”
- Główna bohaterka pomaga uciec stworzeniu z laboratorium i wypuszcza je „do morza”, w obu przypadkach jest to Ocean Atlantycki.
Kolejne krople przepełniające czarę
Autor efektów specjalnych do Kształtu wody opowiedział w jednym z wywiadów, że stworzenie miało być „mieszanką Michaela Phelpsa z delfinem”. Inspirację dla wydawanych przez nie odgłosów, stanowił sposób komunikowania się delfinów.
W pozwie zacytowano fragmenty recenzji i wpisów w mediach społecznościowych, w których wytyka się podobieństwo Kształtu wody do Let Me Hear You Whisper. Wskazuje się na powielenie przesłania, wątków, bohaterów. Niektórzy dziwą się, dlaczego informacja o tym, że film stanowi adaptację nie pojawia się w napisach.
Trafiony zatopiony?!
sPRAWA jest trudna do jednoznacznej oceny, ponieważ:
- większość z wymienionych podobieństw, rozpatrywanych osobno, nie dotyczy elementów twórczych;
- większość z wymienionych podobieństw, rozpatrywanych osobno, stanowi konsekwencję określonych wyborów co do bohaterów i miejsca akcji. Skoro ta dzieje się w laboratorium – będą używać elektrod i strzykawek, skoro bohaterką jest sprzątaczka – będzie korzystać z mopa;
- większość z wymienionych podobieństw, rozpatrywanych osobno, to wynik funkcjonowania w naszej kulturze toposów i symboli. Przykładowo, zaufanie uzyskuje się poprzez gest dzielenia się posiłkiem;
- niektóre z zauważonych podobieństw są, delikatnie mówiąc, żenującymi banałami, ale wiadomo, nasz klient, nasz pan. Przykładowo: i sztuka, i film kończą się przesłaniem, że empatia i współczuje a także nieprawdopodobna, zdawałoby się, miłość pomiędzy niepozorną sprzątaczką a wyjątkowo inteligentnym stworzenie, triumfują nad strachem i przemocą;
- to, że w sztuce występuje delfin nie jest żadnym szczególnym wyborem. Akurat te ssaki słyną z inteligencji i umiejętności obcym pozostałym zwierzętom.
Ja to wszystko, zwłaszcza jako prawnik, uważający, że nie należy bezmyślnie poszerzać granic prawa autorskiego, rozumiem. Zastanawia mnie tylko jedno: to jak powinien wyglądać scenariusz na podstawie sztuki Let Me Hear You Whisper, żeby uznać go za jej adaptację?!