Historia zaczyna się niewinnie. Pewna dziewczyna szuka dla przyjaciółki wyjątkowego prezentu. Obie kochają gry i Harrego Pottera. Tak powstało PottoPoly. Gra powstaje w wyniku recyklingu planszy do Monopoly oraz ludzików Lego. W zestawie znajdują się także Galeony o różnych nominałach, przystosowane karty oraz kości. Drewniane abo świecące w ciemności.
Źródło: https://www.etsy.com/listing/461350460/pottopoly-handmade-harry-potter-monopoly
PottoPoly: zrób to sam albo daj z(a)robić
Potem narodził się pomysł na biznes. Słowo, którego twórcy gier typu PottoPoly unikają. Jak [czary] ognia. Recyklingu Monopoly i produkcji odpimpowanych gadżetów podejmuje się całkiem spora grupa. Wszyscy zaczynali jako fani Pottera. Teraz ich pasją jest rękodzieło. Produkty można kupić przede wszystkim za pośrednictwem portalu Etsy. Jest to miejsce, które łączy osoby z całego świata, zainteresowane tworzeniem, sprzedawaniem i kupowaniem wyjątkowych przedmiotów. Co prawda opis portalu sponsoruje słowo „wspólnota”, jednak składa się ona z „kreatywnych przedsiębiorców”, „handlowców” oraz „wytwórców pomagających rozrastać się sprzedawcom z Etsy”.
Posiadaczem gry typu Poly coś tam, na przykład Potto albo Wizard’s, można stać się na co najmniej dwa sposoby. Jedna opcja to skorzystanie z udostępnionych w sieci projektów planszy oraz samodzielne wydrukowanie, krążących po różnych stronach, kart. Ich rozdzielczość jest stosunkowo kiepska. Skłania to do zamówienia gotowego zestawu, dopracowanego w najdrobniejszym szczególe. Produkcja jest ręczna a towar ekskluzywny. Zwykle nie można wpisywać się samodzielnie na listę. Trzeba poczekać, aż informacja o gotowych zestawach pojawi się na stronie. Ceny są różne i zależą od tego, jakie elementy gry są potrzebne. Całość można nabyć za 170$. Na rynku były także dostępne opcje lux, w drewnianej skrzyni a nie jakiejś po-monopolowej tekturze, za około 1000$.
Źródło: http://www.avclub.com/article/feel-magic-copyright-infringement-harry-potter-mon-206723
Czy zaklęcie obronne się przyda?
Internauci, ci nie będący chyba fanami Harrego Pottera, wydali już wyrok: gra to naruszenie praw J.K.Rowling, Warner Bros oraz HasBro, producenta oryginalnej gry Monopoly. W opinii innych, nie ma w ogóle o czym mówić, bo Etsy to i tak wielkie violatus intellectia proprietum.
Jedna z artystek, drukująca pieniądze i domalowująca błyskawiczne blizny ludzikom Lego, ma wszystko przemyślane. Jej produkcja jest ręczna, chałupnicza i nie generuje wielkich dochodów. Poza tym J.K. Rowling musiałaby pozwać wszystkich z Etsy a przecież wiadomo, że tego nie zrobi. Jeśli chodzi o wykorzystywane obrazki z Hermioną czy innym Ronem, to prawa mają studia filmowe a nie autorka książki. A w ogóle co to za czasy, kiedy z jednej strony w Google można znaleźć kradzione filmy i zdjęcia i nikt z tym nic nie robi, a z drugiej ktoś miałby ścigać miłośników Harrego za rękodzieło.
Poniżej lista zaklęć, które na pewno nie zadziałają. Ani w obronie manufaktury, ani tych, co chcą ją zwalczać. Uwaga! Zakładamy, że pojedynek na prawa odbywa się wyłącznie na polskiej ziemi, wedle polskich zasad. W opisanym przypadku jest to nierealne, ale w końcu zajmujemy się czarami.
Innus robius bezkarnus
Wyciąganie wniosków o tym, co jest legalne a co nie, na podstawie obserwacji innych, to najgorszy z możliwych wyborów. Zwłaszcza, jeśli chodzi o działalność w Internecie. Nie jest też prawdą, że jeśli ktoś decyduje się dochodzić swoich praw od jednego z naruszycieli, to ma jakiś obowiązek pozwania wszystkich. Pojmowana w ten sposób sprawiedliwość, w myśl zasady „wszyscy albo nikt!”, nie obowiązuje.
Mało zarbionus dozwolonus est
Przy ocenie, czy doszło do naruszenia prawa autorskiego, kompletnie nie ma znaczenia, ile i czy w ogóle, ktoś na tym naruszeniu zarobił. Taka informacja może się przydać ewentualnie przy wyliczaniu wysokości odszkodowania. Często ten, kto ma prawa autorskie, zostawia w spokoju producentów hand-made. Nie dlatego, że nie naruszają prawa. Dlatego, że nie zawsze opłaca się walka o nie.
Universum protektus est
Wątek chronionego „świata” pojawia się zwłaszcza przy dyskusji o serialach. Świat zombie, świat wampirów, świat magii. Nikt do tak rozumianego uniwersum praw autorskich nie ma! Prawo autorskie chroni formę wyrażenia, będącą wynikiem twórczości o indywidualnym charakterze. To, co tworzy wyżej wymienione światy, w ogóle formą wyrażenia nie jest. Chodzi w nich o pewną atmosferę, elementy typowe (!) dla danego gatunku twórczości. W przypadku produkcji telewizyjnych lub filmowych, dochodzi jeszcze charakterystyczne światło, praca kamery i kolorystyka. Taka otoczka, mimo iż istotna zarówno przy tworzeniu, jak i odbiorze gotowego działa, sama chroniona nie jest.
W książkus wszystkus prtektus est
Książki są chronione prawem autorskim. Kropka. Ale czy od kropki do kropki? Czy każdy element składający się na treść, podlega ochronie? Nie każdy! Tylko ten, który można uznać za formę wyrazu i twórczości o indywidualnym charakterze. Nie chroni się zatem pomysłów. Czasem nawet niektórych z dopracowanych wątków, jeśli mieszczą się w scenes à faire. Zasadniczo nie obejmuje się ochroną prawno-autorską tytułów. Te można chronić w ramach znaków towarowych. Trzeba jednak pamiętać o ich rejestracji w Urzędzie Patentowym. I że trzeba za nią zapłacić. Imiona, nazwiska i pseudonimy bohaterów, także za utwory uważane nie są. Stąd, ponownie, chętne sięganie po znaki towarowe.
Zmierzam do tego, że samo zrobienie gry o Harrym Potterze, nawet jeśli się go nazwie Harrym Potterem, nie stanowi naruszenia prawa autorskiego. Ocena, czy wkroczono w monopol znaków towarowych, nie jest już taka łatwa. Przecież gry nie oferuje się pod nazwą „Harry Potter” czy „Dumbledore’s Army”. Z drugiej strony, elementy na których pojawiają się oznaczenia zastrzeżone przez Warner Bros, są pokazywane w ramach reklamy.
Po raz kolejny powtórzę, że naruszeniem praw autorskich jest przejęcie elementów twórczych o indywidualnym charakterze. Na przykład konkretnych historii. Być może są one wykorzystywane na karatach do gry. Możliwe także, że w ramach rękodzieła stworzono utwór zależny. Opracowanie. Wzięto opowieść z książki i opisano ją na nowo, ale mocno bazując na oryginale. Coś takiego może się przydać w opisie celu gry w instrukcji. Żeby dzielić się efektem takiej twórczości z innymi, potrzebna jest zgoda twórcy oryginału. Czasem niedoścignionego.
Sam-Wiesz-Kto nie ma prawa po swojej stronie?
J.K. Rowling może korzystać z prawa autorskiego. O ile może. Czyli jeśli rzeczywiście dojdzie do jego naruszenia. Żeby to ocenić, trzeba by pooglądać PottoPoly i inne rękodzieła z bliska. Gdyby się okazało, że przejęto elementy niechronione, być może jest jeszcze dla autorki ratunek. Mogłaby skorzystać z koła rzuconego Juliuszowi Machulskiemu w sprawie Widzę ciemność! Tamto było z betonu, bo sąd podrzucił je już po rozstrzygnięciu sprawy. Sąd stwierdził, że skorzystanie z cudzej twórczości, także tej sfery, która nie daje się chronić prawem autorskim, bez wiedzy i wbrew woli tej osoby, stanowi naruszenie dóbr osobistych. Uwaga! W sprawie, do której się odwołuję, istotny był cel przekazu. Chodziło o reklamę. Ten argument nie będzie aktualny dla wszystkich projektów typu PottoPoly. Warto się im przyglądać. Niektóre są po prostu wrzucane do sieci, jako przedłużenie chwili obcowania z ulubionymi bohaterami. Motyw działania wcale go nie legalizuje, ale pojawiają się głosy, że być może powinien. W przyszłości, kiedyś, jak prawnicy będą w stanie wyjść z siebie, stanąć obok systemu w którym działają i uwzględnią uzasadnione potrzeby użytkowników Internetu. Być może ta przyszłość nadejdzie wcześniej, jeśli poniższa książka będzie czytana.
PottoPoly pod choinką?
W tym roku, biorąc pod uwagę ilość zamówień, nie ma raczej szans! A w przyszłym? To zależy! Między innymi od tego, czy właściciele znaku Monopoly i producenci klocków Lego wejdą do gry. Będą blefować czy rzeczywiście mogą wygrać? O tym następnym razem!