PILOT
Film jest jak syrenka w sieci zarzuconej przez społeczeństwo. Budzi podobne zainteresowanie i wszyscy się na niego gapią. Nie każdy chce jednak za to widowisko zapłacić. Zdaniem niektórych członków społeczeństwa, gdyby nie oni, filmu by w ogóle nie było! Po pierwsze wpłynęli na ukształtowanie twórcy jako człowieka i jako artysty. Często ich przemyślenia, i mądre i głupie, a także historie życiowe składają się na pierwsze łuski syreniego ogona. Na kierunek, w jakim podążać będzie nimfa, mają wpływ autorzy książek, filmów i obrazów, które twórca oglądnął. Jeśli natomiast społeczeństwo zarzuciło sieć na jego film, to tak naprawdę połknęło haczyk.
Stosunek filmowców do publiczności jest bardzo różny. Alfred Hitchcock sprawia wrażenie twórcy dbającego o widownię. Mawiał, że dobry film ma być wart ceny za kolację, bilet i opiekunkę do dziecka, a jego długość powinna uwzględniać wytrzymałość ludzkiego pęcherza. Widz bywa także traktowany jako ostatnie ogniwo produkcji filmowej. Quentin Tarantino ma zawsze nadzieję, że jeśli milion ludzi ogląda jego film, to widzą milion różnych filmów. Nawet jeśli pochlebna opinia społeczeństwa bywa dla twórców bez znaczenia, to ono samo pozostaje zawsze w centrum uwagi. Jean-Luc Godard, ten od „Alphaville” i kina noir w Europie, powiedział, że „nie chodzi o to, co skąd zabierasz – chodzi o to, gdzie zabierasz”. Pięknie powiedziane, ale w kontekście prawa autorskiego istotne są oba elementy.
Dzięki tej części, filmowcy dowiedzą się: gdzie leży granica nieodpłatnego wykorzystywania filmów przez społeczeństwo; na jakich zasadach wolno czerpać z cudzej twórczości; czego i kogo nie można w filmie pokazać, oraz co prawo ma do powiedzenia, gdy film trafia do sieci, oraz czy mogą zrobić film o tytule „Social Network”?
Reszta w mojej książce „Prawo dla filmowców”, Filmowe Wydawnictwo Wojciech Marzec, 2016.