Umowa opcji ma zapewnić możliwość realizacji filmu producentowi, kiedy już będzie na to gotowy. Zwykle powstrzymuje go brak kasy. Jest jednak pełen nadziei, że ten stan ulegnie zmianie i wtedy zechce skorzystać z owej możliwości. A czego pełen powinien być scenarzysta, lub inny twórca, podpisując umowę opcji z producentem??
Umowa opcji nie istnieje!
…a przynajmniej nie opisano jej w żadnej ustawie. Zawiera się ją w ramach tzw. swobody umów.
Plusy są takie, że można umówić się na co ma się tylko ochotę, pod warunkiem, że będzie to zgodne z prawem, nie będzie całkiem bez sensu i będzie mieścić się w ogólnym pojęciu przyzwoitości.
Do minusów, z punktu widzenia twórcy, należy zaliczyć po pierwsze to, że nie ma jasnych przepisów, które mówiłyby, co komu na podstawie umowy opcji wolno. Jeśli zatem jakaś sprawa nie będzie jednoznacznie, albo wcale, w kontrakcie opisana, mogą być problemy. Po drugie, to że kiedyś scenarzysta podpisywał już umowę opcji z jakimś producentem, korzystał nawet z usług prawnika, który objaśnił mu co i jak, może być kompletnie nieprzydatne przy dogadywaniu się z innym podmiotem. Dwie umowy opcji mogą być do siebie tak podobne, jak Miasteczko Twin Peaks i Stranger Things.
Wniosek: każdą umowę opcji trzeba porządnie przeczytać i nie zapominać, co było w poprzednio podpisywanej, ale też nie zakładać, że w tej będzie identycznie.
Skomplikowana konstrukcja cepa
Najpopularniejszy scenariusz przy podpisywaniu umowy opcji wygląda mniej więcej tak:
- producent i scenarzysta (chociaż stronami mogą być inne podmioty, np. wydawca i producent) podpisują jedną umowę, na podstawie której producent ma zapewnione pierwszeństwo do uzyskania autorskich praw majątkowych przez określony czas a jak zechce owe prawa nabyć, to automatycznie, na mocy tej samej umowy dochodzi do ich przejścia na producenta;
- producent płaci scenarzyście na start jakąś kasę, zwykle symboliczną, mającą rekompensować pozostawanie w niepewności, co do losów dalszej współpracy i szans na zarobienie lepszej kasy na scenariuszu;
- jeśli producent postanawia skorzystać z opcji, składa oświadczenie, że oto właśnie ma ochotę i wówczas przechodzą na niego autorskie prawa majątkowe do scenariusza, na warunkach opisanych w umowie;
- producent wypłaca scenarzyście wynagrodzenie i wszyscy są szczęśliwi.
To takie proste…a takie trudne. Opisana powyżej umowa może być różnie kwalifikowana przez prawników. Najczęściej intencją stron będzie, aby traktować ją jako umowę o przeniesienie autorskich praw majątkowych, zawartą pod warunkiem. Takim, że producent złoży oświadczenie o skorzystaniu z opcji. I tu cep zamienia się w kombajn Lamborghini Nitro VRT.
Z moich obserwacji wynika, że umowa opcji bywa traktowana przez strony, albo przynajmniej jedną ze stron, jak takie coś na teraz i na przeczekanie, genetlemen’s agreement, bo to potrzebne przy aplikowaniu o dotację czy inne stypendium. No to podpiszmy cokolwiek a potem się dogadamy porządnie. Błąd!
I to w takim przypadku, zwykle przykry w skutkach dla producenta. Jeśli chce nabyć autorskie prawa majątkowe na podstawie samej umowy opcji, musi ona spełniać dokładnie takie same wymogi, jak standardowa umowa o przeniesienie praw. Przede wszystkim dotyczy to pól eksploatacji utworu. Nie wystarczy wpisać w umowie opcji, że producent będzie mógł korzystać z dzieła, nawet jeśli wyliczono, że w ramach opracowania w filmie pełnometrażowym, serialu etc. Jeśli producent podpisał taką umowę opcji, musi następnie zawrzeć osobną umowę o przeniesienie autorskich praw majątkowych. A scenarzysta wcale się na nią zgodzić nie musi. Jeśli odmówi, będzie odpowiadał finansowo za powstałą szkodę, ale praw mu żywcem nie wyrwą. I jeszcze przez 70 lat po śmierci – też nie. Co więcej, w opisanej powyżej sytuacji, czyli gdy umowa opcji jest lewa i pisana na kolanie, koncepcja, że była to umowa o przeniesienie praw, zawarta pod warunkiem, zdaje się mocno kuleć. Chyba nawet nie ma jednej nóżki. A czy można uznać, że była to umowa przedwstępna, zobowiązująca twórcę do zawarcia w przyszłości przyrzeczonej umowy o przeniesienie praw? Można, ale tylko wówczas, jeśli umowa opcji zawiera istotne elementy tej przyrzeczonej. Jak nie ma pól eksploatacji, to nie zawiera. Ma to bardzo istotny wpływ na wspomnianą odpowiedzialność finansową scenarzysty, jeśli nie miałby ochoty rezygnować ze swoich praw.
Szklanka wody zamiast
Jeśli strony dokładnie wiedzą, jak ma wyglądać ich współpraca, jakie prawa mają być przeniesione, w jakim zakresie, za jak obliczane wynagrodzenie, to jest szansa, że skonstruują taką umowę opcji, którą będzie się dało wykonać. Co więcej, będzie ona odpowiadała wyobrażeniom obu stron. Czasem jednak nie wiedzą. I co wtedy?
Jednym z rozwiązań jest udzielenie licencji wyłącznej na korzystanie ze scenariusza producentowi na określony czas. Scenarzysta obiecuje, że nie pozwoli na to nikomu innemu i że nie będzie prowadził negocjacji z innym podmiotem. Strony ustalają, że jak producent nie będzie chciał zrobić ostatecznie filmu, to licencja wygaśnie a umówione wynagrodzenie zostaje przy twórcy a jak będzie zainteresowany ekranizacją, to się umówią na jakich zasadach. Można je sprecyzować w samej umowie licencji. Co to niby daje lepszego, niż umowa opcji? Jest to dla prawników bardziej przejrzyste, jeśli coś pójdzie nie tak. Umowę licencji większość prawników chociaż raz widziało. Poza tym, unika się niedomówień, które mogą powstawać przy opcji. Biorą się one z różnych oczekiwań stron, względem jej treści i skuteczności postanowień. Dotyczy to zwłaszcza koprodukcji międzynarodowych.
Na zakończenie początek
Ponieważ to pierwszy odcinek o opcji, poniżej początek listy, z którą warto się zapoznać jeszcze przed przeczytaniem/sporządzeniem umowy:
- zastanów się, twórco, czy klasyczna opcja, skutkująca przeniesieniem praw jest dobrym rozwiązaniem, jeśli nie dogadałeś wszystkich kwestii, co do scenariusza a sprawa jest rozwojowa. Przykładowo, nie ustaliliście na razie z producentem kto będzie pisał kontynuację i czy możesz mieć wyłączność; jakie zmiany mogą być wprowadzane do istniejącego scenariusza etc. Jeśli przeniesiesz prawa w ramach realizacji umowy opcji, producent, najczęściej, nie będzie miał motywacji, żeby później uwzględniać nawet i uzasadnione prośby;
- producencie, bądź uprzejmy tak sformułować umowę, żeby jasno z niej wynikało, czy w wyniku skorzystania z opcji: a) nabywasz prawa; b) scenarzysta jest związany ofertą umowy o przeniesienie prawa; c) scenarzysta jest zobowiązany przedstawić ofertę umowy o przeniesienie prawa; d) żadna strona nic nie musi, ale jeśli się dogadacie, to fajnie;
- twórco, sprawdź miliard razy, z którym momentem, ewentualnie, dojdzie do przeniesienia praw. Zwykle w grę wchodzą momenty: a) skorzystania z prawa opcji przez producenta; b) zapłaty wynagrodzenia za przeniesienie praw; c) przystąpienie do realizacji filmu (cokolwiek to znaczy);
- producencie, sprecyzuj, w jaki sposób masz zamiar skorzystać z prawa opcji, w jakiej formie będzie złożone oświadczenie; kiedy uważa się je za skutecznie doręczone i jakie wywoła skutki w sferze autorskich praw majątkowych;
- producencie, stosuj jasną terminologię. Ja w artykule używam na zmianę „opcja” i „umowa opcji”, bo to moim wyjaśnieniom nie szkodzi. W kontrakcie tego mieszać nie wolno! Powinno się ustalić czym jest „opcja”, „umową opcji” czy „umowa główna”. Zwykle one wszystkie są objęte jednym dokumentem i to bardzo ważne, żeby porządnie opisać co jest czym;
- twórco, nie podpisuj niczego, jeśli producent ponagla i twierdzi, że jak na jutro/na piątek/za tydzień tego nie złoży, to po ptokach i w ogóle wszystko będzie Twoja wina;
- twórco, upewnij się kilka razy, że z umowy opcji nie wynika, że już jej podpisanie przenosi prawa na producenta;
- producencie, pomyśl o tym, że czasem w okresie od podpisania umowy do skorzystania z prawa opcji, będziesz chciał podjąć już jakieś prace. Jeśli umowę opcji podpisałeś z autorem książki, np. będziesz chciał zlecić napisanie scenariusza. Musisz mieć do tego prawo. Uwzględnij to w umowie i zapłać za to twórcy. Wynagrodzenie w ramach opcji jest wyłącznie za cierpliwość i znoszenie faktu, że inne możliwości mogą przejść koło nosa a nie za korzystanie z utworu. No chyba, że co innego wynika z umowy.
W następnym odcinku
To, żeby jedna i druga strona rozumiała umowę opcji tak samo, leży zarówno w interesie producenta, jak i twórcy. Zwykle ludzie wolą robić to, o czym mowa w umowie a nie robić wokół umowy. I pewnie dlatego, jeden z producentów udostępnił mi umowę, z której korzysta, deklarując, że nie należy do tych, którzy mówią jedno, podsyłają drugie, każą podpisać trzecie a wymagają czwartego. Będę czytać, oceniać i konsultować. A jeśli coś mi się nie spodoba ustalać, dlaczego akurat z takiej, nomen omen, opcji, producent skorzystał.