Netflix był jedną z najpopularniejszych na świecie platform SVoD na długo przed pandemią, jednak od zamknięcia kin bije prawdziwe rekordy. Przeniesienie seansów z wielkiego ekranu na kanapę sprawiło, że Netflix to nie tylko usługa. To styl życia! A na pewno sposób spędzania wolnego czasu. Czy to może szkodzić znakowi towarowemu?
UWAGA: w tym artykule nie wyjaśniam podstawowych kwestii, dotyczących znaków towarowych. Zrobione jest to dobrze na stronie Urzędu Patentowego RP a dodatkowo jeszcze ciekawie w podcastach i na blogu Mikołaja Lecha.
Pozew czy chill?
Myślałam, że kiedy mam ochotę na #netflixandchill to znaczy, że nie mam na nic więcej siły i ochoty, niż leżenie na kanapie i klikanie w recently added. Na szczęście mój partner jest w zasadzie w moim wieku i nie dochodziło u nas na tym tle do żadnych nieporozumień. Gdyby był trochę młodszy, mógłby mieć zupełnie inne oczekiwania względem wieczoru. Dowiedziałam się, że #netflixandchill to eufemizm dla aktywności seksualnej i jest bardzo popularnym komunikatem wśród młodzieży. Skorzystał na tym pewien 23-letni student, który postanowił zawojować rynek jednym produktem. Prezerwatywami o nazwie…Netflix and chill. Pytany o to, czy nie obawia się pozwu za naruszenie praw do znaku, stwierdził, że ma tylko 900 dolarów, więc mogą mu skoczyć, no chyba, że będą chcieli jakiegoś podziału zysków.
Lekcja #1: nie opuszczaj wykładów z podstaw prawa.
Byłam przekonana, że jak tylko slogan zaczął zyskiwać na popularności, Netflix zastrzegł sobie oznaczenie „Netlix and Chill” w jakiejś formie. A tu niespodzianka! Okazało się, że owszem, była próba jego rejestracji w 2017 roku, jednak bynajmniej nie przez Netflix. Wniosek został porzucony przez zgłaszającego. Procedurę zainicjowano w amerykańskim urzędzie, imię i nazwisko zgłaszającego wskazuje na pochodzenie hinduskie, natomiast strony internetowe, na których wcześniej oferowano produkt ze wskazanym znakiem, są zapełnione tajskimi napisami. Tak w każdym razie twierdzi Google translator. Śladu po jakichś bataliach prawnych czy postępowaniu sprzeciwowym przy rejestracji znaku brak. Można jeszcze w sieci natrafić na kondomy „Netfl!X and Chill”, których producent informuje, że jego produkt nie jest w żaden sposób powiązany z platformą streamingową. Oczywiście w żaden, poza nawiązaniem do znaku towarowego.
Lekcja #2: deklaracja, że się nie narusza prawa, nie wpływa na fakt naruszenia.
Ważne, żeby mówili!
W sieci hasztag #netflixandchill jest wykorzystywany nie tylko po to, żeby poinformować o domowym seansie, lub innych czynnościach, czy jako prośba o podrzucenie propozycji. Na seans, między innymi. Korzystają z niego także przedsiębiorcy, reklamujący się w mediach społecznościowych. Może nowy dresik? Bo w końcu wszyscy przecież mamy dziś w planach #netflixandchill. Potrzebujesz Internetu na Filipinach? No pewnie, że tak, bo przecież #netflixandchill. A tatuaż henną na całym przedramieniu przypadkiem do #netflixandchill ci się nie przyda? No to może chociaż do filmu burgera? To akurat było pomysłowe, bo w ramach zestawu „Netflix and chill”, polska inicjatywa, można dostać hamburgera, frytki i inne śmieciowe, w końcu binge watching zobowiązuje, jedzenie a wszystko podane w papierowej torbie, na której odręcznie sporządzono streszczenie fabuły polecanego na wieczór filmu.
Nawet jeśli ktoś miałby wątpliwości czy powyższe działania to naruszenie prawa do znaku, bo inna klasa towarów i usług, bo nie wiadomo czy hasztag to oznaczenie produktu bądź usługi, to można kwalifikować takie działanie jako tzw. pasożytnictwo. Szukam tematów związanych z Netflix a tu wyskakuje mi post przedsiębiorcy, którego ofertą nie jestem zainteresowana. A przynajmniej nie byłam, dopóki nie skorzystał z faktu, że lubię Netflixa…
Lekcja #3: to, że ktoś kogoś nie pozywa, nie oznacza, że dane działanie jest zgodne z prawem, ale że z jakiegoś powodu mu się opłaca
Zdarza się jednak, że znak towarowy Netflix jest wykorzystywany na podstawie porozumienia, zapewne jakiejś umowy licencyjnej. W ten sposób zorganizowana jest współpraca pomiędzy producentem lodów BEN&JERRY’S. Mają w polskiej ofercie smak masła orzechowego ze słodko-słonymi kręciołkami preclowymi i fudge brownie i ten właśnie deser nazywa się „Netflix and Chilll’d”. Informują, że to znak towarowy, ale po wstępnych poszukiwaniach zaczynam odnosić wrażenie, że to informacja wyłącznie na temat członu „Netflix”.
A może #netflixandchill przy HBO?
Platforma HBO GO w Polsce to jakaś porażka, najbardziej lubię miniatury kolejnych odcinków serialu, zdradzające fabułę. W przeciwieństwie do oferty, która za samą „Sukcesję” należy ocenić jako wybitną. Jeśli chęć oglądnięcia danej pozycji wygra z niechęcią do zacinającego się menu, przerzucam się Netflixa na HBO. I co wtedy robię, poza oglądaniem filmu? Czy to się kwalifikuje do hasztagu #netflixandchill?
Z jednej strony mogłaby to być motywacja dla HBO, żeby się w końcu ogarnęło i umożliwiło bezstresowe oglądanie, bez wpadek typu nagle brak polskich napisów w serialu skandynawskim, z drugiej – dla zdolności odróżniającej znaku Netflix, czyli najważniejszej cechy, decydującej o zasadności utrzymania ochrony, zaczyna robić się niebezpiecznie. Czy czasownik „to netflix” jest już blisko i niebawem będzie oznaczał czynność oglądania filmów i seriali w domu za pośrednictwem jakiejkolwiek platformy VoD? A może Netflix to znak renomowany lub powszechnie znany, któremu utrata zdolności odróżniającej już nie grozi?