Film na podstawie książki. Odcinek 01. Z kim zawrzeć umowę?

W ustawie o prawie autorskim, spróbowano załatwić kwestię adaptacji jednym przepisem. I co?! Nice try, ale nie wyszło.

Adaptacja w ustawie o prawie autorskim

Niby sprawa ważna, bo dotyczy jej artykuł 2 ustawy, który jest zamieszczony zaraz po definicji utworu, ale w przepisach mocno niedopieszczona. W praktyce oznacza to tyle, że sama regulacja zbyt wiele nie załatwia.

Ze wspomnianego artykułu wynika, że:

  • jeśli ktoś zrobi opracowanie cudzego utworu, np. przeróbkę, adaptację, tłumaczenie, to ma prawa autorskie do tego, co zrobił;
  • jeśli chce jednak korzystać w jakikolwiek sposób ze swojego opracowania albo przenieść na inny podmiot prawa do niego, musi mieć zezwolenie twórcy oryginału;
  • żadne zezwolenie nie jest potrzebne, jeśli autorskie prawa majątkowe do oryginału wygasły;
  • jeśli w ciągu 5 lat opracowanie nie zostanie rozpowszechnione, twórca oryginału może cofnąć udzielone zezwolenie a jeśli dostał za nie jakąś kasę, może ją sobie zatrzymać;
  • jeśli ktoś w swojej pracy tylko inspiruje się cudzym utworem, czyli nie tworzy opracowania, żadne zezwolenie na korzystanie nie jest potrzebne;
  • na egzemplarzach opracowania należy wymienić twórcę tego utworu, który się opracowało.

Ze wspomnianego artykułu nie wynika:

  • czy jeśli prawa autorskie do oryginału ma inny podmiot, niż twórca, to czy o zezwolenie wciąż należy zabiegać u twórcy;
  • czy owe 5 lat, po których twórca może cofnąć zezwolenie, pod warunkiem braku rozpowszechnienia opracowania, jest obowiązkowe albo czy nie mogą to być dwa lata albo np. 10;
  • czy podmiot dokonujący adaptacji jest w jakiś sposób ograniczany przez prawo co do zakresu zmian, jakie chciałby wprowadzić w stosunku do oryginału;
  • czym różni się utwór inspirowany od adaptacji;
  • i pewnie jeszcze kilka innych kwestii.

Adaptuj prawo!

Skoro przepis nie rozwiewa wszystkich wątpliwości, jedynym rozsądnym wyjściem, jest dostosowanie reguł postępowania do własnej dziedziny (sztuka teatralna, film, gra komputerowa etc.) i aktualnych potrzeb. Taka „adaptacja prawa” odbywa się najskuteczniej w drodze umowy.

Zanim zasugeruję, co w takiej umowie znaleźć się powinno, najpierw trzeba ustalić, z kim w ogóle należy ją zawrzeć. O tym właśnie jest ten odcinek.

Załatw zezwolenie od „twórcy”?!

W ustawie posłużono się pewnym skrótem myślowym. W niektórych przypadkach doprowadzi on adaptującego do celu, w innych wyprowadzi na manowce.

Prawa autorskie do utworu, zarówno te osobiste jak i majątkowe, na samym początku należą do twórcy. Osobiste po wsze czasy, do tego wątku w kontekście adaptacji wrócę w którymś z kolejnych odcinków, majątkowe do momentu, kiedy twórca sobie życzy. Może dojść do wniosku, że bardziej opłaca mu się przenieść owe prawa na inny podmiot.

Prawo do wykonywania praw zależnych, czyli udzielania zezwolenia na korzystanie z opracowania, jest prawem majątkowym. Może być zatem przeniesione przez twórcę np. na wydawcę. Przepis mówi, że zgodę na korzystanie z adaptacji ma dać twórca, ale to nie zawsze prawda. Ma ją dać ten, komu aktualnie przysługują prawa.

WAŻNE: jeśli autor tego, co ma zostać zaadaptowane (książki, reportażu, opowiadania etc.), zawarł umowę o przeniesienie autorskich praw majątkowych, powinien sprawdzić, co w tej umowie ma. Lub czego nie ma. Jeśli nie ma nic o prawach zależnych do utworu, to mimo przeniesienia autorskich praw majątkowych na inny podmiot, nawet na wszystkich polach eksploatacji, prawa zależne zostają przy autorze. To on wówczas udziela zgodę na korzystanie z adaptacji jego utworu.

Autorskie prawa majątkowe, w tym prawa zależne, trwają przez całe życie twórcy i  jeszcze 70 lat po jego śmierci. W przypadku tych autorów, którzy żyją już tylko za pośrednictwem swojej twórczości, partnerem do negocjacji umowy będzie albo podmiot, z którym autor za życia zawarł umowę przenoszącą prawa, albo spadkobiercy.

Ufaj, ale sprawdzaj!

Albo przynajmniej zabezpiecz się finansowo, jeśli ktoś nie chce dać się sprawdzić. Pod warunkiem, że mu ufasz. Prawo autorskie jest bezlitosne dla naruszycieli. Argumenty typu nie chciałem/nie wiedziałem/polegałem na zapewnieniu, nie wpływają na fakt naruszenia. Albo uprawniony zgodził się na korzystanie z jego praw, albo nie. Jeśli ma się coś na swojej usprawiedliwienie, wpłynie to co najwyżej na wysokość odszkodowania, ale nie na ocenę tego, czy doszło do naruszenia.

Załóżmy, że zawarłam umowę z kimś, kto twierdzi, że jest spadkobiercą i przysługują mu prawa do wyrażenia zgody na realizację filmu, na podstawie książki zmarłego autora. Scenariusz w pisaniu, budżet w przelewach a tu się nagle okazuje, że albo owa osoba spadkobiercą nie jest, albo że nie jedynym. Zazwyczaj oznacza to, że albo nie mogła zawrzeć ważnej umowy w przedmiocie adaptacji, albo mogła wyłącznie w porozumieniu z pozostałymi spadkobiercami. Niezależnie od przypadku, nie jest dobrze. Jak można próbować takich sytuacji uniknąć? Można poprosić o wgląd do dokumentu, stwierdzającego nabycie spadku. Jeśli kontrahent jest niechętny, nie pamięta, gdzie ma taki papier, pozostaje poprzestanie na wpisaniu do umowy, iż oświadcza, że prawa takie mu przysługują i że poniesienie wszelkie konsekwencje finansowe, jeśli okaże się, że jest inaczej. Należy je wyliczyć, bo w szczególności będzie chodziło o: kwotę przeznaczoną na odszkodowanie; pieniądze zainwestowane w produkcję, która nie doszła do skutku; koszty związane z postępowaniem sądowym lub ugodowym; wynagrodzenie prawników i pewnie coś się jeszcze znajdzie.

Czy w praktyce takie zabezpieczenie w umowie coś daje? Na pewno nie to, na czym przede wszystkim zależy adaptującemu: nie gwarantuje mu zrealizowania projektu. Poza tym, jeśli obiecujący kota w worku, tyle że była w nim dziura a kot, co uciekł był jeżem, zwyczajnie nie będzie miał pieniędzy na pokrycie finansowych konsekwencji obiecanek cacanek – nawet wyrok sądu nic tu nie pomoże. Jest jednak szansa, że po przeczytaniu takiej klauzuli, spadkobierca się raz jeszcze zastanowi. I upewni, czy wciąż nie pamięta, gdzie ma odpowiednie papiery.

Adaptacja utworów z domeny publicznej

Jeśli od śmierci twórcy minęło 70 lat, utwór trafia do domeny publicznej. Oznacza to, że na korzystanie z niego, a także z jego opracowań, nie trzeba mieć niczyjej zgody ani komukolwiek płacić.

UWAGA: trzeba ustalić, co się będzie adaptowało. Utwór taki, jakim on jest czy jedną z jego przetłumaczonych wersji. Jeśli to drugie, należy się zorientować, jak wygląda sytuacja praw autorskich do tłumaczenia. Wszystko, co napisane powyżej, kogo i o co pytać, pozostaje aktualne. Należy to tylko zaadaptować do relacji prawnej pomiędzy tłumaczem a adaptującym.

***

Problemów prawnych, związanych z adaptacją jest chyba tyle, co możliwości adaptacji jednej książki. Czekajcie na kolejne odcinki!!