Czy Pan Kleks jest Tomaszem Kotem, czyli o bąbelkach dla bOMbelków

Od kilku dni można śledzić w mediach społecznościowych wymianę oświadczeń pomiędzy aktorem, wcielającym się w rolę Pana Kleksa w najnowszej ekranizacji historii Jana Brzechwy, a podmiotem sprzedającym bezalkoholowy napój gazowany, imitujący szampana. Tomasz Kot nie popiera sprzedaży tego rodzaju wyrobów, z kolei ich producent wspiera ją korzystaniem z wizerunku…no właśnie: kogo?!

Na początek oświadczenia

Najpierw moje: oświadczam, że nie posiadam żadnych informacji, dotyczących postanowień umownych pomiędzy Tomaszem Kotem a producentem filmu ani na co i komu zezwala ten ostatni. W ogólne dla opisania aspektu prawnego sPRAWY istotny jest sam kazus a odwoływanie się do konkretnego aktora i odegranej roli jest istotne wyłącznie z perspektywy analizy z jakim bytem, pod kątem definicji ustawowych, mamy do czynienia. Moim celem jest zwrócenie uwagi na margines niepewności prawnej, związanej z eksploatacją wizerunku aktora. Można ten margines istotnie zwęzić poprzez nowe rozwiązania ustawowe. Trzeba mieć jednak świadomość, że kiedy dla jednej ze stron będzie do korzystne, to druga może odczuć negatywne konsekwencje wąziutkiego paseczka.

Oświadczenie Tomasza Kota nr 1: „Oświadczam, iż osobiście nie mam nic wspólnego z reklamą napojów bezalkoholowych imitujących szampany, na których pojawił się mój wizerunek i nie była to moja decyzja. Wszelkie pretensje powinny być kierowane do podmiotów za to odpowiedzialnych. Dowiedziałem się o istnieniu tych napojów w sklepach z postów w social media. Nie piję alkoholu od 18 lat i nigdy nie wyrażałem zgody na udział w reklamach pośrednio lub bezpośrednio związanych z alkoholem, w szczególności, kierowanych do dzieci. Moje zdanie na ten temat nie uległo zmianie.” [Instagram, konto: tomasz_kot.official, wpis z 30.12.2023]

Oświadczenie Lidl Polska: „W Lidl Polska tworzymy wartość dla klienta poprzez wypełnianie naszej codziennej misji, jaką jest zapewnianie społeczeństwu produktów spożywczych i najpotrzebniejszych artykułów wysokiej jakości, w niskiej, atrakcyjnej cenie, wyprodukowanych w sposób zrównoważony. W naszej ofercie przeważają produkty marek własnych, jednak oferujemy także artykuły od producentów zewnętrznych. Produkt, o którym Państwo wspominają, został włączony do naszej oferty wyłącznie ramach czasowej promocji. Jest to artykuł producenta zewnętrznego – firmę JNT GROUP – który jest dostępny w różnych sieciach handlowych. Zwróciliśmy się do dostawcy z prośbą o stanowisko w tej sprawie. Dostawca w przesłanym do nas oświadczeniu potwierdził, że zawarł umowę sublicencji z JOYJOY uprawniającą JNT GROUP do korzystania z oznaczeń licencjonowanych, w tym m. in. wizerunków postaci z filmu pod tytułem Akademia Pana Kleksa cz. I.” [podobną lub tożsamą treść oświadczenia przytaczały redakcje różnych portali, za cytuję za NAKREANIE].

Oświadczenie Tomasza Kota nr 2: „W odpowiedzi na liczne zapytania, komentarze i sugestie z Waszej strony chciałem doprecyzować, że choć sygnowanie napoi bezalkoholowych dla dzieci wizerunkiem 'Pana Kleksa’, który stworzyłem, nie było ani moim pomysłem, ani moją decyzją, to producent filmów w tej sytuacji wykorzystał mój wizerunek w sposób zgodny z prawem. Niemniej jednak po wspólnej rozmowie, producent zgodził się przekazać część środków pochodzących z ich sprzedaży na cele charytatywne, a ja z tego tytułu nie pobiorę żadnego wynagrodzenia” [Instagram, konto: tomasz_kot.official: wpis z 4.1.2024].

Na czym polega problem?

Skoro aktor przyznaje, że wszystko, co się wydarzyło odbyło się zgodnie z prawem, tyle że wbrew wartościom, które wyznaje, to można by powiedzieć, że problemu nie ma. Dla mnie to naprawdę żaden…problem, bo zaraz wyliczę te pojawiające się w praktyce. Ma to miejsce wówczas, gdy aktor i producent niedokładnie ustalili, co komu wolno albo gdy po zawarciu umowy, każda ze stron rozumie jej postanowienia inaczej. Na koniec dochodzą jeszcze sytuacje, w których pomimo jednoznacznej treści umowy, której nikt nie kontestuje, aktor dochodzi do wniosku, że są pewne nieprzekraczalne granice w procesie promowania filmu. Wówczas raczej nie poprzestanie na oświadczeniu, w którym przeciwstawia się określonym działaniom marketingowym i nie udziela im poparcia, ale podejmie próbę ich blokowania.

Pytanie 1: Czy producent może kupić wizerunek aktora, występującego w filmie?

Taki ruch, z perspektywy producenta, byłby racjonalny i eliminowałby konieczność liczenia się z preferencjami aktora. Nie miałoby wówczas znaczenia czy chodzi o eksploatację wizerunku w ramach filmu czy też w związku z jego promocją albo promocją produktów, jedynie nawiązujących do obrazu.

Jedyne, co producent może nabyć od aktora, to prawa pokrewne do tzw. artystycznego wykonania. Jest to efekt pracy twórczej, polegający na sposobie odegrania roli. Doborze odpowiednich środków wyrazu, interpretacji tekstu, użytych gestów, wypracowanego z myślą o postaci sposobu poruszania się. Aktorzy wykonują powierzone zadania wykorzystując także swój głos, jeżeli wypowiadają kwestie, oraz elementy, składające się na wizerunek. Chodzi o wszystkie cechy fizyczne, umożliwiające identyfikację aktora jako konkretną osobę. Zwykle znaną publiczności z imienia i nazwiska.

Problem prawny polega na tym, że prawa pokrewne można kupić. Praw do wizerunku nie. Problem praktyczny, a w konsekwencji…prawny, polega na tym, że nie bardzo można oddzielić wizerunek aktora od artystycznego wykonania. A to kolei prowadzi do następnego pytania.

Pytanie 2: Czyj jest wizerunek odgrywanej postaci?

W zasadzie to dwa pytania. W jednym kontekście chodzi o ustalenie, przykładowo, czy widząc Margot Robbie w różowej sukience widzę ją czy może Barbie z filmu Grety Gerwig? Albo czy królowa wilkusów jest Danutą Stenką? A gdy widzę Jokera, to rzeczywiście Joker czy tylko mi się zdaje, bo to Joaquin Phoenix. A skoro Jokerem był też Jared Leto, Heath Ledger i kilku innych – to czy wówczas raczej, generalnie, widzę Jokera a nie aktora? Dla kontrastu i odwrotnie – jak patrzę na zdjęcia młodego Macaulaya Culkina to wiadomo, że to Kevin a Kieran Culkin, może nie na zawsze, ale jeszcze przez długi czas, będzie po prostu Romanem Royem. Jeszcze inne zjawisko, to gdy można się z kolei dopatrzeć, ale trudno utożsamiać, Jima Carreya z Grinchem czy Ralpha Finnesa z Lordem Voldemortem.

Powyższe różnice, sprowadzające się do proporcji pomiędzy realnymi cechami fizycznymi aktora a tymi nadanymi przez charakteryzatora, kostiumografa i grafika w postprodukcji, wpływają na kolejny kontekst zadanego powyżej pytania. Czyj jest wizerunek odgrywanej postaci? Producenta czy aktora?

Zwracam uwagę, że w przytoczonym oświadczeniu, aktor stwierdza, że to on stworzył wizerunek postaci, którą gra. Stworzył artystyczne wykonanie – na pewno. Czy wizerunek postaci? Mam wątpliwości. Budował go raczej pion kostiumów i charakteryzacji a aktor wykorzystał tak rozumiany materiał wyjściowy do zbudowania artystycznego wykonania.

A jaki wpływ na ocenę prawną ma fakt, że aktor często dzieli się z postacią swoimi, wciąż rozpoznawalnymi, rysami twarzy? Jest kilka spojrzeń na tę kwestię, ponieważ ich źródłem nie są jednoznaczne przepisy, ale analiza sytuacji przez prawników i sądy. Dla uproszczenia, w przypadku gdy doszło do stworzenia tzw. maski artystycznej, czyli sztucznie wytworzonego wizerunku aktora w celu odegrania roli, producentowi przysługują prawa do eksploatacji tak rozumianego wizerunku aktora w ramach filmu jako całości oraz w celach związanych bezpośrednio z promocją filmu. Z przepisów ustawy o prawie autorskim i prawie pokrewnym to nie wynika, ale taka interpretacja zdaje się być dominująca wśród prawników. Ustawodawca wsparł producentów stanowiąc, że jeśli już zatrudniają kogoś do zagrania w filmie, to samo powierzenie tych obowiązków, skutkuje przeniesieniem praw do artystycznego wykonania w ramach filmu jako całości. Nie ma więc precyzyjnej odpowiedzi na pytanie czy dotyczy to także promocji produkcji. Po pierwsze to będzie wymagało korzystania z artystycznego wykonania nie w ramach filmu jako całości, ale np. w trailerach. Po drugie, trzeba ustalić jakie działania uznaje się za promocję filmu. Sprzedaż napojów gazowanych to raczej promocja nie tyle filmu, co filmem.

Aby wyeliminować konieczność pytania aktora za każdym razem co i za ile producentowi wolno, takie kwestie są regulowane w umowach. Ich postanowienia dotyczą nie tylko artystycznego wykonania, ale także rozpowszechniania wizerunku aktorów. Nierzadko od aktora oczekuje się deklaracji, iż nie cofnie zgody na rozpowszechnianie wizerunku albo ustanawia się warunki takiego cofnięcia, np. piętnastoletni okres wypowiedzenia plus kara umowna, nie wyłączająca możliwości dochodzenia odszkodowania w pełnej wysokości.Aby wyeliminować konieczność pytania aktora za każdym razem co i za ile producentowi wolno, takie kwestie są regulowane w umowach. Ich postanowienia dotyczą nie tylko artystycznego wykonania, ale także rozpowszechniania wizerunku aktorów. Nierzadko od aktora oczekuje się deklaracji, iż nie cofnie zgody na rozpowszechnianie wizerunku albo ustanawia się warunki takiego cofnięcia, np. piętnastoletni okres wypowiedzenia plus kara umowna, nie wyłączająca możliwości dochodzenia odszkodowania w pełnej wysokości.

Producent nie chce wdawać się w dyskusje czy zdjęcie przedstawiające aktora to element artystycznego wykonania czy wizerunek. Wszelkie niedomówienia w tym zakresie będą oznaczały problemy nie tylko dla producenta. W przykładowym oświadczeniu, przytoczonym na początku tekstu, podmiot sprzedający informuje (jedno ogniwo), że wytwórca i dostawca produktu (drugie ogniwo), otrzymał zezwolenie od spółki (trzecie ogniwo), uprawnionej do udzielenia zgody na korzystanie z materiału graficznego, zamieszczonego na opakowaniu. Analizuję te powiązania od końca, bo uwzględnić należy kolejne ogniwa, czyli producenta i aktora a tak naprawdę, to od nich ten łańcuszek się zaczyna.

Pomimo względnie precyzyjnych uregulowań umownych i tak zawsze konieczna jest odpowiedź na poniże pytanie. A w kontrakcie jej raczej nie będzie.

Problem 3: Co może sprzedawać film?

To róznież dwuznaczne. Film może, w przenośni, sprzedawać aktor, tematyka czy sentyment względem adaptowanej książki. Dodatkowo, nawiązanie do filmu i jego popularność są komercjalizowane w ramach różnej jakości produktów i gadżetów. Jeśli dana marka nie jest rozpoznawana na rynku i żadne stojące za nią czy produktem wartości nie wspomagają wyboru konsumentów, postać kojarząca się z filmem je zastąpi. Raczej nie dziwi, że merchandising związany z produkcjami kierowanymi do młodego widza sprowadza się do printów na odzieży czy artykułów papierniczych. Pewnie gdyby premiera „Pana Kleksa” odbyła się latem, podobizna bohatera widniałaby na opakowaniach lodów na patyku i oranżadzie. A że przypadła na okres noworoczno-karnawałowy, zamieszczono ją na oranżadzie udającej wino musujące. Czy niechęć aktora względem takich produktów, w szczególności w kontekście kilkunastoletniej abstynencji, mogłaby być przyczyną zgodnego nie z umową, ale z prawem, cofnięcia zezwolenia na rozpowszechnianie wizerunku?

Uważam, że nie. Niestety, ale tzw. „szampan dla dzieci” zdaje się być nieodzownym elementem dziecięcej imprezy. Nie wiem co obrzydza mnie bardziej, landrynkowe przymioty, w tym chemiczny smrodek i pewnie taki też smak, czy zwyczajowe, bo w reklamie zakazane, nazywanie tego wytworu „szampanem”? Obawiam się, że w Polsce każda sonda, zmierzająca do ustalenia czy jest coś niewłaściwego w serwowaniu dzieciom takiego produktu, zazwyczaj wtedy, gdy dorośli piją alkohol, zakończy się pytaniem „ale niby co?!”, ewentualnie żarcikiem typu „przecież wódki nie poleję”. Także i takie decyzje producenta, nazwane w umowie, przykładowo, „wykorzystaniem w celach promocyjnych/komercyjnych/merchandisingu/sprzedaży produktów przez osoby trzecie, niezwiązanych bezpośrednio z promocją filmu”, aktor raczej znieść musi.