Czego nie wiecie o „Amoku”?! Wracam do sPRAWY!!

Pewnie tego co ja, pisząc pierwszy artykuł na temat zamieszania wokół filmu „Amok”. 

„Amok” w lodówce, „Amok” w podcaście

Tak naprawdę, nie chodzi o jakieś nowe informacje w sPRAWIE, ale raczej o spojrzenie z innej perspektywy na to, co do tej pory udostępniały media. Dotychczas opierałam się o przekazy tworzone przez dziennikarzy nie-prawników. Ich materiały są zrozumiałe dla większości odbiorców, jednak wszelkie uproszczenia to zmora dla prawników.

Od zeszłego tygodnia można wysłuchać podcastu, w którym Aleksandra Sewerynik rozmawia z panią radcą prawnym, reprezentującą w sporze producenta Amoku. Nieprzypadkowa prowadząca, bo prawnik, wiedzący o co pytać. W roli rozmówcy, prawnik też nieprzypadkowy. Pani Mecenas używała pojęć i przykładów, które skłoniły mnie to ponownego przyjrzenia się sprawie. Dalej utrzymuję, że wyrok sądu trudno przewidzieć, ale mój osobisty osąd odwrócił się o jakieś 170 stopni. Do pozostałych 10, wrócę na końcu artykułu.

Ujęcie pierwsze: plan baaaardzo ogólny

Od ponad roku media opowiadają następującą historię: rodzina zamordowanego w bestialski sposób mężczyzny, nie życzy sobie, żeby powstał film na temat ich tragedii. Nie mają ochoty, by materiały promujące obraz, plakaty, artykuły, telewizja śniadaniowa, przypominały im o wstrząsających przeżyciach. Mimo iż w filmie nie padają personalia ofiary, głównym bohaterem jest Krystian Bala. Nie Kazio spod Starogardu czy inny Brajan o niezdrowych zapędach. Filmowa ofiara Krystiana Bali to mężczyzna o innym zawodzie i w innym wieku, niż miało to miejsce w rzeczywistości. Początkowo w zwiastunach filmu wykorzystywano przebitki z autentycznego procesu. Pokazano też artykuł prasowy, ujawniający personalia ofiary. Na wniosek rodziny, sąd co prawda zakazał takiej formy promocji filmu, ale nie zabronił jego dystrybucji.

Przekaz z mediów jest prosty: bliscy ofiary nie chcą, żeby powstał film o morderstwie dokonanym przez Krystiana Balę. Czy tym razem telewizja kłamie??

Ujęcie drugie: po drugiej stronie lustra

We wspomnianym podcaście, Pani Mecenas występuje w podwójnej roli. Jest przedstawiona jako pełnomocnik producenta filmu Amok, ale także jako ekspert, wypowiadający się na temat naruszeń dóbr osobistych w tzw. przemyśle rozrywkowym. Jak wynika z rozmowy, Pani Mecenas posiada stosowne i doświadczenie, i kompetencje. Żadnego z powyższych nie kwestionuję.

Zastanawia mnie tylko jedno: pole zniekształcenia rzeczywistości. Istotą pracy praktykującego prawnika jest umiejętne poruszanie się w tej przestrzeni. Nie zawsze przecież reprezentuje się akurat tę stronę, której, prywatnie, przyznaje się rację. Działanie w interesie klienta, wyszukiwanie argumentów na jego korzyść, niezależnie od własnych przekonań, jest normą w zawodzie rady prawnego. Nikt w sądzie nie oskarży pełnomocnika o stronniczość, bo na wspieraniu wyłącznie jednej strony polega jego praca. A czy prawnik reprezentujący uczestnika sporu, zawsze jest w stanie obiektywnie wypowiadać się w kwestiach mających wpływ na postrzeganie interesów klienta? Być może. Uważam jednak, że w procesie edukowania, kształtowania opinii publicznej i podnoszenia świadomości prawnej, zdrowiej jest, gdy prawnik wypowiada się w jednej roli. Albo pełnomocnika danej strony sporu, albo eksperta w określonym temacie. Jedna drugiej nie wyklucza, jednak odbiorca treści powinien być świadomy konsekwencji takiego dubla. Dla ich pojęcia nie wystarczy informacja, że prawnik jest pełnomocnikiem w procesie.

Ujęcie trzecie: to nie ta historia!!

Bohaterowie niezmiennie ci sami: rodzina ofiary. Wydarzenia też bez zmian: sprawa w sądzie przeciwko producentowi Amoku. Nabieram jednak przekonania, że jak dotąd opis tego sporu, ma się do rzeczywistości jak trailer do filmu.

Pani Mecenas, oraz media, skupiają się na tym, że nie można mieć wyłączności na daną historię i w rezultacie zabronić innym jej opowiadania. Zwłaszcza, jeśli robią to filmowcy, realizując swoje prawo do twórczej ekspresji i swobody wypowiedzi. W podcaście pada stwierdzenie, że  historia jest w domenie publicznej. Że proces był jawny, fakty są powszechnienie znane a film to w ogóle fabularna wersja śledztwa. To wszystko miałoby znaczenie, gdyby w sprawie chodziło o naruszenie praw autorskich.  A nie chodzi!!

Rodzina protestuje przeciwko komercjalizacji faktu, że ich bliski został zamordowany. Do tego uprzedmiotowienia nie dochodzi przez samo nakręcenie filmu o tragedii, ale w procesie jego promocji. Przekaz od producenta/dystrybutora nie brzmi wcale „hej ludzie, ten obraz wami wstrząśnie, jest świetny”.

To raczej coś na kształt: „Zrobiliśmy film o tym, jak zabił Krystian Bala. TEN BALA, który został skazany za morderstwo. My wam pokażemy co się stało w rzeczywistości, chociaż u nas postać ofiary jest fikcyjna. Tą historią żyła cała Polska!! Patrzcie, oto na dowód przebitki z autentycznego procesu. W sumie to wszelkie podobieństwa do prawdziwych postaci są przypadkowe, bo chodzi o pokazanie nie konkretnego mordercy, ale człowieka ogarniętego obsesją.  Na co nam w takim razie ten Bala -nieBala i jego ofiara-nie ofiara?? No jak to??!! Przecież to się zdarzyło naprawdę, musicie to zobaczyć!!”

Rodzinie nie chodzi zatem o to, żeby w ogóle nikt nigdy nie mógł zrobić filmu, opartego na faktach. To by było zaklinanie rzeczywistości. Po pierwsze informacje nie podlegają ochronie, po drugie i tak wszędzie jest pełno materiałów prasowych, i innych, o morderstwie. Producent jest jednak przez rodzinę ofiary uprzejmie proszony, żeby sprzedając swój produkt, skupił się na jego walorach artystycznych a nie grzebał w bebechach stabloidyzowanej historii. Której zresztą, jak zarzeka się producent, fabuła nie dotyczy, bo ofiara w filmie to nie jest prawdziwa ofiara. Producent w związku z tym usilnie przypomina, że to nie ten człowiek, którego Bala zabił, bo podobno sypiał z jego żoną.

Ujęcie czwarte: stan zagrożenia

Czy przyznanie racji rodzinie ofiary coś filmowcom zabierze?? Reżyserka Amoku, w udzielonym Małgorzacie Steciak wywiadzie, mówi tak:

Przede wszystkim nie chciałam jednak za bardzo sugerować się prawdziwymi wydarzeniami. Bałam się, że wtedy stracę dystans do tej historii i pewną wolność interpretacji. Wydarzenia z Wrocławia sprzed kilkunastu lat stały się pretekstem, by pogrzebać w meandrach ludzkiej duszy i opowiedzieć o czymś bardzo uniwersalnym (…)

Na nazwisku [Krystiana Bali -przyp. i pogrubienie sPRAWNAEDUKACJA] zależało producentom ze względów promocyjnych. Zresztą wydaje mi się, że ukrywanie go byłoby niepotrzebne. To była na tyle głośna sprawa, że i tak każdy skojarzyłby film z konkretnym śledztwem.

Ujęcie piąte: znajdź różnicę

Pani Mecenas, reprezentująca w sądzie producenta a podczas rozmowy swój obiektywny punkt widzenia, wspomina, że przecież już wcześniej powstał amerykański film oparty o historię Bali. To ma być okoliczność na korzyść producenta. Moim zdaniem, wspiera argumentację rodziny.

Chodzi o True Crimes (IMDb 7,3). W opisie producenta/dystrybutora można przeczytać, że śledczy tropiący mordercę, odnajdują książkę, w której opisano bardzo podobną zbrodnię. Dodano też, że historia bazuje na artykule z autorstwa Davida Granna z 2008 roku, opublikowanego przez New Yorker. To tylko krótka notka z IMDb, ale w podobnym tonie była utrzymana cała promocja filmu. Jest wykorzystanie faktów i odesłanie widza do artykułu. Jak ktoś chce, sprawdzi. Jak nie chce, nie sprawdzi i nie będzie go zewsząd atakował Bala, bohater filmu, zabójca fikcyjnej ofiary. Nie usłyszy o nim w telewizji śniadaniowej, nie zobaczy na plakacie, nie przeczyta odgrzewanego kotleta, przypominającego jak to z tym morderstwem było. Tej ofiary, o której nie jest film.

Ujęcie szóste: Nightcrawler po polsku

W podcaście pada stwierdzenie, że rodzina opiera swoje żądania o emocje a nie o prawo. Polski sąd orzekał kiedyś w sprawie zbliżonej do fabuły filmu Wolny strzelec (IMDb 7,9). Droga po wypadku ściele się zwłokami, wszędzie krew, narządy i…”dziennikarz”, który w imię interesu publicznego i prawa do informacji, kręci i foci. W polskiej wersji zamieszcza w Internecie. Ku przestrodze innych kierowców.

Fabuła jak widać inna, niż w sporze o Amok, (Wyrok Sądu Apelacyjnego w Łodzi z 8.8.2013 r. I ACa 297/13),  ale wnioski sądu bardzo aktualne:

Istotą rozwiniętej cywilizacji jest umiejętność stawiania wymagań i progów, których przekroczyć nie wolno, a w konsekwencji osiągnięcie równowagi między potrzebą dążenia do celu społecznego a zagwarantowaniem ochrony dóbr osobistych i szacunku dla zmarłych (…) Nie można bowiem tracić z pola widzenia tego, że interes społeczny polega również na tym, że pewne zasady moralne, obecnie nazywane dobrymi obyczajami, stanowią istotną wartość społeczną i winny podlegać niezmiennej ochronie, niezależnie od rozwoju cywilizacyjnego. Takimi zasadami jest właśnie szacunek dla śmierci, osoby zmarłej i bólu po stracie osób bliskich.

Tak, tak…powyższe padło w związku z pokazaniem zwłok ofiar wypadku a nie promowaniem filmu. Czy to jednak powoduje, że konkluzję należy ograniczyć wyłącznie do tych pierwszych przypadków??

Ostatnie 10 stopni

Chętnie kibicujmy wygrywającym. Pomimo powyższego, wcale nie jestem pewna, kto nim zostanie. Prawdą jest, że przydałoby się mądre orzeczenie na temat dopuszczalny granic promocji i reklamy. Dałoby wytyczne producentom, co przystoi a co już jest przesadą. Takie czasy, że człowiek ma dzisiaj w tej mierze wątpliwości. O ile przysłuży się to ogółowi, pytanie, na ile rodzina ofiary, zazna poczucia sprawiedliwości i…spokoju. Zamieszanie wokół sprawy przysłużyło się wielu osobom, nie ukrywam, że także tym, piszącym o problemie, i interesom. Nie ułatwiło natomiast rodzinie przechodzenia do porządku dziennego po doznanej traumie.

Wszystko w rękach sądu. Jeśli nie będzie miał ochoty wniknąć w meritum sprawy, pewnie stwierdzi, że nikt nie ma monopolu na fakty, że twórczość artystyczna rządzi się swoimi prawami, że kult pamięci po osobie zmarłej dotyczy godnego pochówku i szacunku dla zwłok. Nic się nie da zrobić, life is brutal.

Filmy niech też będą!! Ich promocja – niekoniecznie.