Aż poleje się krew: kiedy filmowiec idzie do prawnika

W niejednym filmie pojawia się scena, w której bohater pyta, czy ma kłopoty a w odpowiedzi słyszy: Lepiej załatw sobie prawnika! Problem równa się prawnik a dla wielu filmowców, prawnik równa się problem. 

Z prawnikiem, jak z dentystą. Żadna to przyjemność, ale czasem trzeba. Zwykle lepiej jest chodzić na profilaktyczne wizyty kontrolne, niż bach! od razu trafić na leczenie kanałowe. Poniższe uwagi są bardzo subiektywne, bo bardzo moje. Może niektóre z nich okażą się jednak na tyle uniwersalne, że dadzą się wykorzystać w kontaktach z innym prawnikiem. Moje sugestie kieruję tym razem do filmowców, nie będących producentami. Ci ostatni, zdecydowanie częściej zasiadają w fotelu dentystycznym, niż twórcy filmowi.

Po co filmowcowi prawnik?

Dobrze by było, żeby filmowcy przestawili się z myślenia „Jak będę mieć problem, to pójdę do prawnika” na „Pójdę do prawnika, żeby nie mieć potem problemu”.

Do prawnika dobrze jest pójść PRZED spotkaniem z producentem i zapytać:

  • o granice racjonalnych ustępstw w umowie;
  • kiedy powstaje obowiązek podpisania umowy;
  • a co jeśli producent wpisał do umowy co innego, niż wynika z wcześniejszych ustaleń, np. mailowych czy telefonicznych.

Ta ostatnia sytuacja niekoniecznie musi być próbą oszustwa czy wyrazem nielojalnego działania producenta. Często korzystają oni z wzorów umów, nie raz bardzo źle napisanych, niedostosowanych do realiów zawiązywanej współpracy.

Prawnik jest też po to, żeby zaopiniować projekt umowy, przesłany przez producenta. Może także sporządzić umowę, wedle wskazań filmowca. Plus jest taki, że będzie ona zgodna z jego oczekiwaniami. Wśród minusów pojawiają się większe koszty, niż przy nanoszeniu poprawek na już gotową umowę oraz niestety nierzadka sytuacja, że, koniec końców, producent i tak przedstawi swój projekt.

Oczywiście do prawnika można iść także już po podpisaniu umowy, jeśli pojawią się problemy z jej wykonaniem. Producent twierdzi jedno, filmowiec drugie a w sumie co innego wynika z papierów. Trzeba jednak uwzględnić, że na tym etapie, prawnik będzie w stanie zaproponować mniejsze zło a nie naprawdę korzystne dla filmowca rozwiązanie.

Jeśli jest taka potrzeba i filmowiec ma odpowiedni budżet, prawnik może w jego imieniu kontaktować się z producentem. Zwykle jednak taki full pakiet  nie jest potrzebny i wystarcza przygotowanie dokumentów lub opinii do użytku filmowca.

Prawnik może także oficjalnie nie mieszać się w sprawę a jego aktywność ograniczy się do poinstruowania filmowca, jak załatwić określone kwestie. Do kogo uderzyć z pytaniem o prawa autorskie do książki, jak negocjować, ile informacji o projekcie ujawniać, na jakim etapie proponować podpisywanie umowy.

Filmowiec powinien jednak wiedzieć, o co mu generalnie chodzi. Jakie oczekiwania ma wobec producenta, z czego może zrezygnować a co jest dla niego kluczowe. Prawnik nie zadecyduje o tym, czy scenariusz może być podrasowany przez osobę wskazaną przez producenta, czy producent ma w pierwszej kolejności zaproponować danemu reżyserowi zrobienie drugiego sezonu. Jeśli jednak filmowiec już ma wizję optymalnej współpracy, prawnik ma zrobić tak, żeby nie pojawiły się formalne przeszkody w jej realizacji.

Prawnik to nie film Woody’ego Allena

A szkoda! Czego Woody nie zrobi, no może poza Miłością w blasku księżyca, da się oglądać. Skoro kręci średnio jeden film rocznie, nie każda sierpniowa premiera zwala z nóg, ale co któraś, wciąż bardzo przyjemnie zaskakuje.

Prawnik wybrany bez namysłu, może zaskoczyć niemiło. Jak minimalizować ryzyko przykrej niespodzianki?

Ustal, czy prawnik ma doświadczenie w branży filmowej. Sama znajomość prawa autorskiego, nie wystarczy. Jeśli ktoś nie wie, jak powstaje film, nie jest w stanie zaproponować rozwiązań, które będą się nadawały do wykorzystania. Nie zwróci uwagi na okoliczności, o których zwykle człowiek dowiaduje się wtedy, gdy coś już raz poszło nie tak. Takie doświadczenia są dla prawnika bardzo cenne i mądrze wykorzystane, bardzo podnoszą jakość jego pracy. Lepiej jednak, żeby przed przystąpieniem do obsługi filmowca, nie tyle był gotowy na nowe wyzwania, ale miał już z czego czerpać.

Moim zdaniem, jeśli prawnik nie zadaje pytań o film, o rolę filmowca w jego powstawaniu, o to, co ma się dziać z obrazem za trzy lata, gdzie ma być pokazywany, a czy festiwale w Kanadzie wchodzą w grę, to nie jest dobry prawnik. Filmowiec jest pacjentem, czyli powie gdzie go boli, ale nie powie co. Prawnik ma za zadanie to ustalić a nie polegać wyłącznie na opisie symptomów.

Dobrze, jeśli filmowcy uczestniczą w szkoleniach prawniczych. Nie zastąpi to porady prawnej, ale pozwoli poznać porządnych prawników. Albo bardzo złych. Naturalna selekcja przebiega od razu, gdy ktoś z sali zadaje pytanie. Niestety zdarza się, że szkoleniowiec, który ma być praktykiem, w końcu wysłała go do ludzi kancelaria, udziela odpowiedzi oderwane od rzeczywistości, powtarzając w zasadzie ogólnikowe fragmenty z podręczników dla studentów.

UWAGA! Usługi prawne mogą świadczyć radcowie prawni, adwokaci, ale także prawnicy, którzy nie należą do korporacji. Różne czynniki wpływają na wybór ścieżki zawodowej i raczej forma świadczenia usług nie świadczy o ich poziomie. Jest jedno ALE. Radcowie i adwokaci są objęci obowiązkowym i dość wysokim ubezpieczeniem, na wypadek zrobienia dziadostwa. Każdy inny przedsiębiorca, w tym prawnik bez aplikacji, musiałby płacić gigantyczne stawki, żeby ubezpieczyciel zaoferował mu taką sumę. Przy szkodach przy produkcji filmowej, żadne pieniądze nie są za wysokie na odszkodowanie. Jeśli więc korzystasz z usług prawnika nie-radcy lub nie-adwokata, zapytaj go wprost, jakie ma ubezpieczenie.

Czy usługi prawnika są drogie?

Trudno odpowiedzieć na tak postawione pytanie. Warto zastanawiać się raczej, czy są opłacalne. Stawki zależą od wielkości i renomy kancelarii, co nie zawsze przekłada się na jakość usług, od miasta i od widzimisię. Jeśli jeden prawnik okaże się za drogi, należy szukać innego. Tyle! Trzeba jednak podkreślić, że usługi z zakresu ochrony własności intelektualnej należą do tych droższych. Powodów jest kilka, ale najbardziej przekonujący to ten, że rzadko można korzystać z gotowych wzorów pism. Każda sytuacja jest inna. W przypadku produkcji filmowej, zdarza się, że to, co przygotowałam na początku, po kilku mailach filmowiec-producent, zupełnie nie przyda się do danego projektu. Czy to oznacza, że filmowiec przyszedł do prawnika za wcześnie?! Niekoniecznie. Często w ogóle nie zdawałby sobie sprawy, że tyle kwestii może być problematycznych, gdyby prawnik nie zaczął zadawać pytań.

Zwykle prawnicy wyceniają swoje usługi za godzinę pracy. Stawki zaczynają się od 200 zł netto. Jeśli prawnik próbuje oszacować ryczałtowo, ile będzie kosztowało sporządzenie umowy od zera, to i tak przelicza, ile zajmie to czasu. Dokładne ustalenia są możliwe dopiero po poznaniu sprawy i przy założeniu, że nie pojawią się nowe okoliczności. Oczywiście na bieżąco prawnik powinien się ze wszystkiego rozliczać i informować, co, dlaczego i jak długo będzie trwało. Zazwyczaj przygotowanie zupełnie nowej umowy zabiera około 5-6 godzin, na uwagi do już istniejącej, wystarczą zwykle dwie.

Niektóre kancelarie biorą wynagrodzenie za samo zapoznanie się z materiałem. Moim zdaniem, jeśli chodzi o przeczytanie umowy, nawet dłuższej, niż standardowa, to przesada. Jeśli jednak scenarzysta potrzebowałby opinię, czy naruszył prawa autorskie do cudzej książki, sytuacja zaczyna wyglądać inaczej. O jakieś 100 stron scenariusza i pewnie, co najmniej, drugie tyle książki.

Dla równowagi, nie raz, zupełnie za darmo, udziela się porady ratującej życie: nie rób, nie podpisuj, to i tak nie ma znaczenia, wystarczy oświadczenie, żaden aneks niepotrzebny. Jeśli ktoś powątpiewa w szczere intencje prawników, niech będzie! Robi się to za darmo, żeby klient wrócił, jak będzie sprawa, na której da się zarobić. Tak czy inaczej, nie każda litera w mailu i nie każde słowo wypowiedziane przez telefon, rozpoczyna płatną godzinę porady.

Czym prawnicy różnią się od filmowców?

Po pierwsze tym, że pieniądze chcą dostać po wykonaniu usługi a nie jak film odniesie sukces, producent rozliczy dofinansowanie, zapłaci innym współtwórcom i a tak w ogóle to jak produkcja się zwróci. Każda branża ma swoje realia.

Wśród filmowców, zwłaszcza tych, którzy pracowali w USA albo naoglądali się za dużo amerykańskich seriali, pojawia się pewien mit, na temat wynagrodzenia dla prawnika. Że zaproponuje mu się, że będzie robił a jak wygra sprawę, to dostanie procent od wywalczonej kwoty. Jak niczego nie ugra, to znaczy, że nie ma mu za co płacić. Tego typu umowy z prawnikiem są w Polsce niezgodne z prawem. Owszem, prawnik ma być zmotywowany do jak najskuteczniejszej walki o interes klienta. Ma jednak działać w granicach prawa a jeśli jego jedzenie i benzyna zależałyby od wygranej a nie od rzetelnej roboty, mógłby posunąć się za daleko. Na przykład za bardzo zbliżając się do sędziego albo do pełnomocnika drugiej strony. Można natomiast w umowie z prawnikiem przewidzieć bonus za określone postępy w sprawie.

W ostatnim sezonie Better Call Saul, producent obiecuje, że od rozpoczęcia zdjęć do puszczenia reklamy w telewizji, nie minie więcej, niż trzy godziny. Z postprodukcją włącznie. Prawnicy tak nie pracują. Filmowcy zresztą też nie.

Prawnicy zabierają robotę do domu, ale klienta niekoniecznie. Jeśli filmowiec potrzebuje prawnika, który będzie dyspozycyjny w soboty i niedziele a także pomiędzy godziną 23:00 a 8:00 rano, na pewno takiego znajdzie. Może się jednak okazać, że będzie to desperat od dawna bez pracy albo psychofan. Zmierzam do tego, że strony muszą dogadać pomiędzy sobą formę i sposób kontaktu a także warunki przebiegu współpracy. Mogą się one okazać równie ważne jak kwestia wynagrodzenia czy kompetencji prawnika.

Epilog

  1. Nie upieraj się, że wystarczy konsultacja umowy, bo przecież producent podesłał gotowy wzór. Niewykluczone, że został przygotowany z myślą o produkcji filmu promującego farby do malowania ścian a teraz chodzi o scenariusz serialu. Pokaż prawnikowi co masz i zaufaj mu, jeśli twierdzi, że potrzebna jest całkiem nowa umowa. Jeśli mu nie ufasz, zmień prawnika.

  2. Nawet jeśli rozliczyłeś się z prawnikiem za wykonaną jak dotąd pracę, ale projekt wciąż nie został sfinalizowany, nie zapadaj się pod ziemię. Wiadomo, że wiele kwestii zależy od tempa pracy producenta, raz chce na wczoraj, innym odezwie się za dwa miesiące, ale bądź z prawnikiem w kontakcie. Informuj, że czekasz na jakąś decyzję albo że jakaś kwestia może się przeciągnąć.

  3. Prawnicy zwykle wolą wszystko na piśmie. To nie podstęp i nie jest to dziwne, że po zakończonej rozmowie telefonicznej, prawnik streści wszystko raz jeszcze w mailu.

  4. Jeśli nie rozumiesz tego, co prawnik mówi, każ wyjaśnić to raz jeszcze i po polsku. No chyba że płacić za kompleksową obsługę, powierzasz całość kontaktów z producentem i w ogóle nie robisz nic, poza tworzeniem. Co prawda uważam, że przy każdej sprawie filmowiec powinien nauczyć się jak najwięcej może, ale nie zawsze musi.

  5. Jeśli producent podsyła opinię swojego prawnika i wynika z niej, że coś MUSISZ, to jedyne co musisz, to skonsultować to z innym prawnikiem.

  6. Jeśli producent wyznacza Ci spotkanie jutro a nawet za trzy dni i oczekuje, że podpiszesz umowę albo mówi, że MUSISZ ją podpisać, bo kończy się jakiś tam termin, to jedyne co musisz, to przemyśleć sens tej współpracy. Zdaję sobie sprawę, że w obrazku o wiele lepiej wygląda prawnik, który ślęczy całą noc nad papierami a potem rześki o poranku briefuje klientowi genialne rozwiązanie, niż taki, który potrzebuje czasu na sensowne ustalenia. Czekając na ich rezultat, można sobie pooglądać Suits, Ally McBeal czy też rodzime fantazje na temat warsztatu pracy prawnika.

  7. Każdy filmowiec, który chociaż raz siedział nad ofertą i czekał, co powie druga strona, ale nigdy nie otrzymał maila, dobrze mnie zrozumie. Otóż jeśli prawnik podpowiedział co trzeba zrobić, jakie kroki należy w danej sprawie podjąć a co jest działaniem na wyrost i może jeszcze poczekać, do tego załączył informacje co ile kosztuje i pyta co filmowiec na to, to wypada odpowiedzieć. Dziękuję tak albo dziękuję nie. Tego rodzaju szacunek, przydałby się zresztą nie tylko w relacjach prawnik – filmowiec.