Niby nie dla aktorów, bo zwykle pracuję z producentami, jednak aktorzy mogą się z tego tekstu sporo nauczyć.
Deja vu
O tym, co to jest wizerunek można przeczytać tam. Tutaj nie chcę tego powtarzać.
Dlaczego wizerunek nie załatwi sPRAWY?
Żeby film reklamowy mógł pełnić swoje funkcje, producent potrzebuje korzystać, między innymi i przede wszystkim, z:
- wizerunku aktora;
- głosu aktora;
- artystycznego wykonania, które, zdaniem niektórych obejmuje powyższe.
Artystyczne zjedzenie parówki
Ktoś może się zastanawiać, czy aby nie szasta się owym „artystycznym wykonaniem” w przypadku większości reklam. Być może się szasta. Na tej samej zasadzie, jak pojęciem „utwór” w przypadku różnego badziewia, które jednak jest przez prawo autorskie chronione.
Artystyczne wykonanie ma cechować oryginalność i indywidualny charakter. Dla zaistnienia ochrony, nie ma znaczenia wartość, przeznaczenie ani sposób wyrażenia. UWAGA! Prawo autorskie chroni artystyczne wykonanie utworu lub dzieła sztuki ludowej. Odnosząc się bezpośrednio do sytuacji aktorów, ustawa mówi o ich „działaniach”.
Jeśli aktor śpiewa, tańczy, recytuje – nie ma wątpliwości, w efekcie tych działań powstaje artystyczne wykonanie. A jeśli stoi i patrzy, bo mu tak kazali, albo bez nadmiernej egzaltacji podaje rękę „prezesowi banku” lub wkłada kartę do bankomatu?! Szczerze mówiąc – nie wiem. Z jednej strony, zawsze można obstawać przy tym, że aktor zawsze wykonuje scenariusz, czyli utwór, wedle poleceń reżysera. Z orzecznictwa wynika, i słusznie, że to nie artyzm czyni wykonanie artystycznym.
Jaki z powyższego wniosek? Lepiej zawsze z aktorem ustalać, kto i na jakich zasadach będzie miał prawo do artystycznego wykonania, jeśli takowe powstanie w związku z zawartą umową.
Ile praw potrzebuje producent?
Z mojego doświadczenia wynika, że najlepiej wszystkie i na zawsze. Żartuję przy tym tylko trochę. Oczywiście, podobnie jak w przypadku utworów, z artystycznego wykonania można korzystać w ramach licencji lub na podstawie przeniesienia praw. Aktor woli licencję, producent woli…spokój.
Załóżmy, że dom produkcyjny ma umowę z aktorem, że wolno korzystać z artystycznego wykonania 2 lata od pierwszego rozpowszechnienia filmu w necie. Potem albo kasa, albo film znika. Producent mówi spoko!. Agencja reklamowa też mówi spoko! i podobno spoko! mówi także klient agencji. Dwa lata minęły, producent pousuwał film skąd mógł. Pozostali nie usunęli. Klient zamawiający reklamę w umowie ma napisane, że ma pełnię praw do filmu i nic go więcej nie obchodzi, bo już raz płacił. Albo inna sytuacja: agencja niby rozumie, że dwa lata można korzystać z filmu, ale jak to?! Usunąć go z portfolio?!
Warianty powyższej sytuacji mogą być różne. Także ich finał. Wszystko zależy od tego, co producent ma w umowie. Jeśli aktor upiera się na licencję, należy ograniczyć odpowiedzialność do tych pól eksploatacji, nad którymi producent rzeczywiście ma techniczne władztwo. Lepiej nie obiecywać, że „film zostanie usunięty z sieci Internet„. Że z konkretnych stron i profili – to już co innego. Z tym trzeba zharmonizować umowę z agencją i obciążyć odpowiedzialnością finansową, jeśli nie wykaże się należytym pomyślunkiem przy podpisywaniu umowy z klientem i odpowiednim refleksem, gdy upłynie okres licencji. Niby w umowie z aktorem będzie napisane za co producent odpowiada, ale i tak będzie nieprzyjemnie, jeśli film będzie wciąż wisiał na stronie klienta agencji, który nie ma zamiaru dokładać do tej konkretnej produkcji. Zrobi się nieprzyjemnie i jak zwykle w tym trójkącie klient-agencja-producent, nieważne kto ma rację. Ważne, kto dostanie kolejne zlecenie.
Dlaczego aktor woli licencję?!
Bo lubi pieniądze. Nic dziwnego, naprawdę! Zastanawia mnie jednak, dlaczego tak rzadko stosuje się w umowach następujące rozwiązanie. Aktor zamiast udzielać licencję, przenosi prawa za określone pieniądze, ale po upływie danego czasu, ma prawo do kolejnych wypłat.
Jaki zakres?
Z umowy powinno wynikać, na jakich polach eksploatacji można korzystać z artystycznego wykonania. Tak, żeby żadna ze stron nie miała wątpliwości, za co płaci lub pobiera wynagrodzenie.
UWAGA! Ustawa o prawie autorskim, wyjątkowo!, jest łaskawa dla producenta. Wynika z niej, że „jeżeli umowa nie stanowi inaczej, zawarcie przez artystę wykonawcę z producentem utworu audiowizualnego umowy o współudział w realizacji utworu audiowizualnego przenosi na producenta prawa do rozporządzania i korzystania z wykonania, w ramach tego utworu audiowizualnego, na wszystkich znanych w chwili zawarcia umowy polach eksploatacji.” Jest to wentyl bezpieczeństwa, którego nie mają producenci w relacjach ze współautorami reklam lub filmów.
UWAGA RAZ JESZCZE! To nie zadziała tak, że jeśli producent wypisał w umowie pola eksploatacji, jednak o jakimś sobie zapomniał, to wchodzi powyższy przepis i aktor nie ma nic do gadania. W powyższej sytuacji przepis nie znajdzie zastosowania, bo zaczyna się od słów „jeżeli umowa nie stanowi inaczej„. A stanowi, tylko że mniej korzystnie dla producenta, niż wynikałoby z ustawy.
W końcu czas na wizerunek!
Niektórzy prawnicy twierdzą, że prawo do korzystania z wizerunku zawiera się w prawach do artystycznego wykonania, a inni, że nie. Oznacza to, że nawet przypadku załatwienia sobie praw od powyższego, warto też uregulować kwestie związane z wizerunkiem. Także z innego powodu!
W przypadku materiału making of, fotosów z planu, dokumentacji na fejsa i inne instastories, prawa do artystycznego wykonania nie załatwią sprawy. Zezwolenie na korzystanie z wizerunku owszem. Przyda się ono także w przypadku statystów, robiących za tłum, masę bądź inne tło, jeśli ich rola nie łapie się na artystyczne wykonanie.
O sposobie sformułowania zgody na korzystanie z wizerunku można przeczytać tutaj. Jeśli podpisuje się umowę obejmującą także korzystanie z artystycznego wykonania, najlepiej skoordynować formy rozpowszechniania wizerunku ze wskazanymi tam polami eksploatacji. Należy także pamiętać, zwłaszcza uwzględniając RODO, o wymienieniu celów, dla których wizerunek będzie przetwarzany. Czyli o tym, o czym piszę akapit wyżej. Dodatkowo, ponownie ze względu na RODO, jeśli producent powierza korekcję materiału innemu podmiotowi, zamierza wybielać zęby czy białka oczu, o przyciemnianiu/rozjaśnianiu karnacji czy cyfrowemu odchudzaniu nie wspomnę, zgoda na takie działania również powinna wynikać z umowy.
Na koniec: koniec współpracy
Załóżmy, że współpraca z aktorem się nie układa. W umowie jest napisane, że w określonych okolicznościach producent może od niej odstąpić. Mimo iż sporo materiału jest już nagrane, jakieś nawet zamknięte wątki, producent stwierdza, „to ten czas, te okoliczności„. Odstępuje. Fajnie, że miał prawo. Niefajnie, że z niego skorzystał.
W większości przypadków. Odstąpienie oznacza, poza innymi kwestiami, brak możliwości wykorzystania nagranego materiału. Czy się zapłaci, czy się nie zapłaci. Jeśli aktor przyuważy, że producent robi użytek z efektów zakończonej przedwcześnie współpracy, będzie miał prawo do odszkodowania. Na takie koszty zawsze przyjdzie czas. Gdy będzie nadchodził, warto rozważyć inne opcje zakończenia nieudanej współpracy.
Oczywiście życzę samych udanych projektów! Jeśli jacyś aktorzy, dla równowagi, mają pytania i wątpliwości, od których rozstrzygnięcia zależy pomyślna kooperacja z producentem – z ciekawością poczytam i z chęcią się odniosę.