Ogłoszenie nominowanych w poszczególnych kategoriach do Nagrody Akademii Filmowej wiąże się z aktywnością medialną osób, nieudolnie wskazujących kto i jak naruszył ich prawa autorskie. Rekordzistą w tak ujętej kategorii jest James Cameron i „Avatar”. Reżyser tłumaczył wielokrotnie przed sądami, że opowieść o podróży człowieka na zapierającą dech w piersiach planetę i nawiązanie relacji romantycznej z osobliwym tubylcem, nie może być monopolizowana. Nagrody Akademii Filmowej to także ciekawy temat prawny z innej perspektywy, czyli zasad dotyczących korzystania z nazwy Oscar i podobizny, najsłynniejszego w przemyśle filmowym, złotego rycerza.
Co Oscarowi wypada?
Jak można przeczytać na oficjalnej, czyli sygnowanej przez Akademię Filmową[1] stronie internetowej, prestiż nagrody wywodzi się z powszechnego przekonania, iż jest ona przyznawana wyłącznie za artystyczne lub techniczne osiągnięcia. Dodatkowo, Akademia dba o „zachowanie integralności” symboli, związanych z nagrodą Oscar. Wpisując się w ten nurt, celowo powyżej nie odmieniam imienia Oscar przez przypadki. Chodzi o to, by imię, będące symbolem, nie przybierało różnych form, w zależności od języka, ale na dłuższą metę, ze względu na specyfikę polskiego, nie brzmi to dobrze. Oscar jest jeden. Liczba jego produkowanych egzemplarzy jest także limitowana, czym Akademia Filmowa się szczyci. Podkreśla także ograniczony zakres posługiwania się samą statuetką, jak i oznaczeniami słownymi i graficznymi. Oscarowi nie wypada reklamować byle czego! Wszelkie symbole mogą być wykorzystywane tylko w związku z coroczną ceremonią oraz informowaniem o niej, jak również o samym nominacjach i nagrodzonych.
Zasady (nie)korzystania z reprodukcji statuetki oraz takich oznaczeń jak: “OSCAR®,” “OSCARS®,” “ACADEMY AWARD®,” “ACADEMY AWARDS®,” “OSCAR NIGHT®,” “A.M.P.A.S.®” są ujęte w regulaminie, dostępnym na wspomnianej stronie internetowej. Akademia przekonuje, że nie ustanowiła wyśrubowanych zasad po to, by odebrać producentom czy dystrybutorom swoiste korzyści, wynikające z nominacji czy otrzymania nagrody. Chodzi o to, by: w pełni chronić interesy przyszłych laureatów; wykluczyć komunikaty o charakterze reklamowym, fałszywie wskazujące na powiązania z nagrodą Akademii; przeciwdziałać praktykom wprowadzających w błąd, co do faktycznie nominowanych lub nagrodzonych; zapewnić należytą ochronę uprawnieniom Akademii.
Aby utrzymać powyższe założenia, Akademia bardzo restrykcyjnie podchodzi do opisanych w regulaminie wymogów. Skutkuje to licznymi pozwami i monitoringiem mediów. Dodatkowo pewnym paraliżem i nadmiarową ostrożnością osób, opisujących różne wydarzenia i zjawiska w branży filmowej. Przykładowo, niektórzy redaktorzy, zupełnie niepotrzebnie dodaliby w tytle niniejszego artykułu ®, informującego, iż „Oscar” jest oznaczeniem chronionym znakiem towarowym. Nie jest to konieczne i nie stanowi naruszenia monopolu Akademii, mogącego skutkować sukcesem w sądzie. Prawo nie nakazuje posługiwania się takimi piktogramami w każdym kontekście. Czym innym są jednak wymogi prawne a czym innym zasady, na jakich Akademia zgadza się korzystać z zarejestrowanych znaków towarowych.
Ochrona wszelkiej symboliki, związanej z nagrodami Akademii Filmowej, przywodzi na myśl zasadnie z zakresu zarządzania własnością intelektualną w przedsiębiorstwie. Zadanie brzmi następująco: znajdź możliwie wiele podstaw dla monopolizacji statuetki i wszystkich kluczowych wyrażeń słownych, jakie są używane, by opowiedzieć o tym, że raz do roku, podczas wielogodzinnej gali, rozdawane są charakterystyczne statuetki, przyznane przez Akademię Filmową wcześniej nominowanym twórcom i obrazom filmowym.
Polityka Akademii opiera się na dwóch zasadniczych filarach. Pierwszy to maksymalne ograniczenie korzystania z symboliki przez osoby trzecie, mimo iż mogłoby to przynieść pokaźne przychody. Przykładowo, od 2006 roku, Akademia zaprzestała wręczania nominowanym i laureatom toreb z upominkami. Wiele luksusowych marek zabiegało różnymi sposobami, żeby to ich produkty trafiały do najbardziej rozpoznawanych na świecie gwiazd. Były to na tyle hojne podarunki, że Amerykański Urząd Skarbowy (IRS) zażądał wypełniania przez obdarowanych oświadczeń podatkowych. Akademia porzuciła więc zwyczaj przygotowywania toreb prezentowych, co nie oznacza, że przestały być wręczane podczas gali. Lukę zagospodarowała agencja reklamowa, która zapewnia swoich klientów, że ich produkty dotrą do gwizd. Wartość torby, skompletowanej przez firmę marketingową Distinctive Assets wynosiła w ostatnich latach około 200 tys. dolarów. Mimo iż Akademia przestała pośredniczyć w tym procederze, obserwowanym bacznie nie tylko przez skarbówkę, ale także opinię publiczną, agencja opisywała torby hasłami wykorzystującymi zastrzeżone oznaczania, typu “Everyone Wins At The Oscars®! Nominee Gift Bags”. Może i podczas gali wygrywają wszyscy, ale już nie w sądzie. Mając tę świadomość, pozwana przez Akademię agencja zawarła ugodę, zobowiązując się nie wprowadzać w błąd co do organizatora akcji promocyjnej. Należy podkreślić, że jak na naruszenie renomy znaku towarowego, okoliczności nadużycia pozostawały w całkiem dużym, aczkolwiek nieaprobowanym przez uprawnionego, związku z samą imprezą.
Drugi z filarów polityki zarządzania własnością intelektualną Akademii, to przypominanie w każdym kontekście, nawet jeśli nie jest to uzasadnione zakresem posiadanych praw, że określone symbole podlegają ochronie. Poniżej opisuję kilka najciekawszych wątków, w których na pierwszy plan wysuwa się Oscar.
Pisze się Oscar czy „©Oscar®”?
Zacznijmy od odkodowania powyższego komunikatu. Jest on kolejnym dowodem na to, że symbol ©, z perspektywy informacji na temat uprawnień, nic nie znaczy. Równie prawdziwe jest stwierdzenie, że znaczy wszystko to, czego sobie życzy osoba posługująca się nim. Od daty ustanowienia Konwencji Berneńskiej z 1886 roku, do której Stany Zjednoczone przystąpiły z dużym opóźnieniem, bo w 1989 roku (dla porównania, Polska zrobiła to w 1920 r., wcześniej ze względu na brak podmiotowości nie mogła), utwory są chronione od momentu ich ustalenia, czyli wydobycia z głowy twórcy i zakomunikowania na zewnątrz w sposób dostępny dla osób trzecich a nie od momentu rejestracji w jakimkolwiek urzędzie. Oznacza to, że istnienie ochrony nie jest uzależnione od oceny instytucji, która nadawałaby prawo do posługiwania się symbolem ©. Żadna agenda nie czuwa nad tym kto i w jakich okolicznościach go używa. Można go spotkać na egzemplarzach chronionych utworów, ale także na tekstach lub innych treściach, które nigdy nie były objęte monopolem prawno-autorskim albo ten monopol już wygasł. W przypadku wyrazu Oscar jest jeszcze ciekawiej. Prawem autorskim nigdy, i w ramach żadnego porządku prawnego, nie było chronione imię Oscar. Symbol © ma prawdopodobnie przypominać odbiorcy, że Akademia ma wyłączność do Oscara, nie słowa a statuetki. Tylko ona, tak jak inne rzeźby, może mieć indywidualny i twórczy charakter. Akademia oczekuje, że patrząc na słowo Oscar, widzimy złotą statuetkę. Pewnie jest to założenie słuszne, aczkolwiek sygnał, wysyłany przez symbol ©, uważam za co najmniej mało precyzyjny. To swoiste zagubienie w bytach i przestrzeni jest potęgowane też w innych kontekstach. Otóż zgodnie ze wspomnianym regulaminem, jeśli na fotografii pojawia się Oscar trójwymiarowy, w opisie zdjęcia należy umieścić „©Academy of Motion Picture Arts and Sciences®”. W niektórych przypadkach, gdy okoliczności rozpowszechniania pozwalają zwyczajowo na pominięcie informacji o samym autorze zdjęcia, komunikat będzie mylący. Zwykle informuje się o autorze i prawach do fotografii a nie obiektów, które zostały na niej utrwalone.
Abstrahując od prawa autorskiego, wyraz „Oscar” jest chroniony jako znak towarowy, chroniony w wielu krajach, przypisany do usług „organizowanie i przeprowadzanie ceremonii wręczania nagród”. Nie jest tak, że za każdym razem, kiedy gdziekolwiek pojawia się wyraz „Oscar”, przykładowo jak w tytle niniejszego felietonu, pełni on funkcję oznaczenia produktu lub usługi. Symbol ® informuje o granicach wyłączności, przyznanej przez urząd patentowy danego kraju, sprowadzającej się do umieszczaniu zarejestrowanego znaku na towarach, oferowaniu i wprowadzaniu tych towarów do obrotu, odpowiednio także oferowaniu lub świadczeniu usług pod tym znakiem. Wyłączność dotyczy także umieszczania znaku na dokumentach związanych z wprowadzaniem towarów do obrotu lub związanych ze świadczeniem usług i posługiwania się nim w celu reklamy. W przypadku artykułów, informujących o wydarzeniach, dotyczących nagrody Oscar, żadne przepisy prawa nie nakazują ani uzyskania zgody na nazwanie Oscara Oscarem, ani opatrywania nazwy symbolem ®. Skoro nie ma konieczności pozyskiwania zgody Akademii w takich przypadkach, to nie może ona także narzucać graficznych obostrzeń, towarzyszących wyrazowi Oscar.
Kilkukrotnie pytano mnie czy można użyć w tytule artykułu słowa Oscar, jeżeli zamieści się obok tzw. „erkę” i czy to wykluczy jakiekolwiek problemy prawne. Zasada jest dokładnie odwrotna! Jeśli używa się wyrazów takich jak Oscar czy pochodne w funkcji opisowej i informacyjnej, wszystko jedno czy w tytule artykułu, czy w treści, nie tyle nie ma obowiązku opatrywania ich symbolem ®, ale wręcz Akademia nie życzy sobie, by to robić! Jak wynika z regulaminu korzystania ze znaków, oznaczenia takie jak „OSCAR®” czy „OSCARS®” w ogóle nie mogą być używane w tytułach lub podtytułach publikacji wydawanych na papierze, w wersji zdigitalizowanej czy online, tytułach produkcji filmowych, telewizyjnych lub teatralnych, jeśli wydawcą, lub odpowiednio producentem, nie jest Akademia Filmowa. To samo dotyczy produkcji filmowych, telewizyjnych lub teatralnych. Osoby trzecie mogą starać się o zgodę Akademii na wykorzystanie oznaczeń „ACADEMY AWARD®” lub „ACADEMY AWARDS®”. Jak jednak wynika z zasad ogólnych, Akademia będzie czuwać nad tym, by prezentowany przekaz był ściśle związany z samą nagrodą. Podsumowując, znak towarowy daje Akademii uprawnienie do sprzeciwiania się organizowania imprez pod egidą oznaczenia „OSCAR” i innych zastrzeżonych i tu nie ma znaczenia czy ktoś doda ®, czy nie. Po prostu nie wolno. Jeśli więc jakaś restauracja zaprasza na Oscar Night, czyli wystawny posiłek przy transmisji, to narusza prawa wyłączne Akademii. Jeśli jednak chodzi nie o oznaczenie towaru lub usługi, ale o komunikowanie na temat ceremonii i nagród, to nie należy posługiwać się w tytułach oznaczeniami z „erką”. To sugeruje, że artykuł lub materiał filmowy został wydany lub wyprodukowany przez albo za zgodą, w zależności od rodzaju oznaczenia, Akademii.
Złoty blask Oscara gaśnie?
Mimo atrakcyjności wyrażeń słownych, Akademia przykłada szczególną wagę do ochrony samej statuetki Oscara. Kontrola nie tylko nad własnością intelektualną, ale także nad poszczególnymi egzemplarzami statuetki, pokrytej 24-karatowym złotem, jest tak duża, że regulamin nagrody zabrania laureatom sprzedawania jej. Taki krok musi być poprzedzony złożeniem oferty kupna Akademii a cena została od razu wyznaczona w regulaminie. W ostatnich latach spadła z 10 dolarów do 1. Przykładowo, za pewne nie tylko z tego powodu, Andrzej Wajda przekazał, a nie sprzedał, swojego Oscara muzeum Uniwersytetu Jagiellonskiego w Krakowie.
W zasadzie Oscar to nick name dla „The Award of Merit statuette”. Jest ona chroniona prawem autorskim, wzorem przemysłowym oraz przestrzennym znakiem towarowym. Ze względu na zakres uprawnień, zarówno co do tego, czego można zakazywać oraz czasu trwania tej możliwości, najbardziej atrakcyjna jest ochrona na podstawie prawa autorskiego. A ta, zdaje się, pomału w przypadku złotego rycerza wygasać. Obecnie wręczana nagroda to projekt autorstwa Cedrica Gibbonsa, który pełnił funkcję dyrektora kreatywnego w studiu MGM. Rzeźbę wykonał George Stanley. Akademia ewidentnie sugeruje, że artysta był kierowany przez Gibbonsa, którego trzeba uznać za podmiot, którego moment śmierci jest istotny dla ustalenia czasu trwania autorskich praw majątkowych. Obecnie w większości państw na świecie, wynosi on całe życie autora plus 70 lat po jego śmierci. Cedric Gibbons zmarł w 1960 roku. W Stanach Zjednoczonych, które, jak już wspomniałam wcześniej, bardzo późno przystąpiły do Konwencji Berneńskiej, czas trwania monopolu prawno-autorskiego zmieniał się i był różny. Nie wdając się w szczegóły, statuetka jest od jakiegoś czasu w domenie publicznej albo trafi do niej w 2031 roku. To już za kilka kolejnych gali! Oczywiście Akademia zdaje sobie sprawę z tego, że losy © poprzedzającego słowo „Oscar” są policzone. Próbowała zatem dokonać rejestracji znaku towarowego jako utworu. Uwaga! Przypominam, że ochrona autorsko prawna nie jest uzależniona od rejestracji. W Stanach Zjednoczonych bardzo długo, do czasu podpisania wspominanej Konwencji Berneńskiej, było inaczej. Aby uzyskać ochronę dla utworu, upoważniającą do posługiwania się ©, należało zarejestrować utwór w US Copyright Office. Instytucja funkcjonuje do dzisiaj, ale od 1989 r. ma inną funkcję. Można tam zarejestrować utwór, ale nie w celu pozyskania ochrony, tylko po to, by móc wytaczać powództwa przed amerykańskimi sądami w obronie praw autorskich. Był to sposób poradzenia sobie przez Stany Zjednoczone z bolesną wizją utraty opłat za rejestrację, którą znosi Konwencja Berneńska. Po prostu przed wytoczeniem powództwa, należy nadrobić ten brak formalny. Przezornie, wszystkie podmioty zajmujące się profesjonalnie produkowaniem lub dystrybucją utworów, rejestrują je nie czekając na ewentualne naruszenie. Nie jest więc tak, że utwór niezarejestrowany nie jest chroniony. Jest jednak tak, że US Copyright Office nie zarejestruje wytworu, który nie spełnia przesłanek ustawowych i w ocenie urzędu, utworem nie jest. Takie smutne zakończenie spotkało Akademię, próbującą uzyskać monopol na zasadach prawa autorskiego do grafiki, przedstawiającej czarny trójkąt, którego centralną część zajmowała biała reprodukcja statuetki. Urząd uznał, że wytwór nie przechodzi testu indywidualnej twórczości. Skoro postać w centrum jest już obecnie chroniona przez prawo autorskie, należy dokonać oceny pozostałych elementów grafiki. Urząd uznał, że stanowią one trywialną kombinację typowych kształtów i kolorów. W wolnym tłumaczeniu, nie ma się czym zachwycać ani czego chronić. Akademia liczyła zapewne, że jeśli uda się uznać całość grafiki za utwór, to podstępnie przedłuży autorsko-prawny byt samej statuetki. Co prawna ochrona byłaby przyznana na obiekt dwuwymiarowy, ale pewnie obiekt przestrzenny Akademia postrzegałaby, przykładowo, jako opracowanie oryginału. I rycerz byłoby nijako zbawiony. To się jednak nie udało! A ewidentnie sama statuetka jest dla Akademii o wiele bardziej cenna, niż jej imię, co przekłada się na reguły dotyczące jej ochrony. W najbliższych latach przed Akademią trudna decyzja: czy zachować dotychczasową formę statuetki, która niebawem nie będzie objęta monopolem prawno-autorskim, czy też dokonać jej liftingu. Komunikacja w mediach byłaby oparta zapewne o potrzebę dostosowania sylwetki Oscara do trendów i oczekiwań XXI wieku. Zupełnie tak, jak kryteria wyboru zwycięscy w kategorii najlepszy film. W rzeczywistości chodziłoby tylko o zmonopolizowanie nowej wersji statuetki. Warto zatem przyglądać się strategii Akademii w kolejnych latach.
Wojujący rycerz
Akademia wszczyna spory sądowe na całym świecie. Skutki monopolu na imię Oscar w kontekście nagród za osiągnięcia artystyczne oraz skala rozpoznawalności imprezy, wywarły także wpływ na polską rzeczywistość. Co prawda doniesienia prasowe nie są kompletne, ale pomysł, by nagrodę za zasługi dla kultury ludowej nazwać „Ludowe Oskary”, spotkał się ze zdecydowanym sprzeciwem Akademii. Wiadomo tyle, że nie udało się stronom zawrzeć ugody przed sądem. Chwytliwą, i zapadającą w pamięć dzięki Oscarowi z Hollywood, nazwę zastąpiła opisowa „Nagroda im. Oskara Kolberga” z dopiskiem „za zasługi dla kultury ludowej”. Na większe zrozumienie mogła liczyć włoska telewizja RAI International, która transmitowała rozliczne gale rozdania nagród, niezwiązane z Akademią, ani filmem, takie jak „Oscary mody” czy „Oscary wina”. Sądy we Włoszech i w Los Angeles uznały, że w języku włoskim, Oscar stał się terminem rodzajowym i wszedł do języka potocznego. Po prostu oznacza nagrodę i żaden widz nie jest wprowadzony w błąd, iż impreza ma cokolwiek wspólnego z amerykańską Akademią.
Sama ceremonia i nagroda są w ostatnich latach przedmiotem coraz bardziej krytycznych ocen. Co istotne, nawet jeśli werdykty Akademii Filmowej tracą na wartości, poszczególne statuetki zdają się być bezcenne i niezwykle symboliczne. Do dzisiaj nie wiadomo czy zdjęcie Oscara, spoczywającego na zgliszczach po ostatnim pożarze w Los Angeles to wytwór sztucznej inteligencji, czy spontaniczny komentarz wszechświata do kondycji przemysłu filmowego.
[1] Wyrażeń „Akademia Filmowa” lub „Akademia” używam zmiennie w miejsce pełnej nazwy „Amerykańska Akademia Sztuki Filmowej”.