Czy Sofia Coppola zna tę książkę?

Przez pewien czas, Między słowami było moim ulubionym filmem. Oglądałam go niedawno raz jeszcze. Wróciłam z Tokio, które chciałam sobie jeszcze trochę poprzeżywać. Film podobał mi się bardziej, niż zwykle, co po wspomnianej eskapadzie jest oczywiste. Ze zdziwieniem przypomniałam sobie, że Między słowami powstało w 2001 roku! Czyli jakieś osiemdziesiąt lat temu, stosując kryteria pop-kulturowe. Nie był to co prawda debiut Sofii Coppoli, ale jej pierwszy wybitny film. I, jak dotąd, ostatni, którym można by się szczerze zachwycać. Była potem zaangażowana w różne produkcje i to w rozmaitych rolach, jako scenarzysta, reżyser czy producent, ale żadna z nich nie spotkała się z uznaniem miłośników kina. Nie chodzi o to, że nie były tak dobre, jak Między słowami. Po prostu, moim zdaniem, były ok albo nieciekawe. To musi być dla twórcy bardzo trudny okres. Nie tylko ze względu na reakcję odbiorców, ale na poziom satysfakcji z efektów własnej pracy. Nie sądzę, żeby pomocne były komentarze typu, stara, no coś ty?! Jeden film w 100 najlepszych filmów dekady wystarczy! albo i tak wiele robisz na co dzień, nie za wszystko dają Oscara czy powyżej 7,0 na IMDb. Uważam, że taka sytuacja jest o wiele trudniejsza do zniesienia, niż brak sukcesów. Ten ostatni może motywować do pracy. Nieumiejętność prześcignięcia samego siebie, to jakby stanie w miejscu. Zero rozwoju. Najgorzej! A może w tych zawodach o coś innego chodzi?

Skończyłam właśnie czytać książkę, która powyższą relację siebie ze sobą opisuje. Jest świetna! Podchodzę z odrazą do wszelkich kołczowskich bulszitów. Chociaż nie! Ja w ogóle nie podchodzę do pozycji pt. Pokochaj siebie, to pokochasz innych a przy okazji schudniesz 10 kg i zbudujesz firmę. To jest coś zupełnie innego!

holiday

Sięgnęłam po książkę z bardzo prostego powodu. Powinnam mieć na drugie imię Ego i chciałam sprawdzić czy się z tego wyrasta. Kiedy człowiek orientuje się, że ma na drugie Ego? Wtedy gdy, przykładowo, jest wściekły, bo robił wszystko najlepiej jak mógł, ale nikt tego nie zauważył; kiedy wydaje mu się, że robi coś dobrze, tylko dlatego, bo otrzymał prestiżową nagrodę; kiedy uważa, że może sobie pozwolić na więcej, bo przecież zrobił wcześniej to czy tamto; kiedy zastanawia się, czy w ogóle to wszystko ma sens, skoro nigdy nic nie wychodzi tak, jak się zaplanowało. Ego prześladuje tych, którzy nie rozumieją, dlaczego tacy debile i takie miernoty osiągają sukces a oni nic! Jest bliskie również osobom, przekonanym, że za mało wiedzą, za mało potrafią, w ogóle są za małe, by do czegoś dojść. Wiele osób ma na drugie Ego i to z różnych powodów.

 W pierwszą pułapkę wpadłam, zanim jeszcze doszłam do właściwego tekstu. Zaczęłam czytać rekomendacje. Pochodzą od pisarzy, trenerów, profesjonalnych sportowców, jest nawet zdobywczyni medalu olimpijskiego. Jeden ze świetnych amerykańskich sędziów przyznał, że dzięki tej książce lepiej wykonuje swoją pracę. Scenarzysta m.in. Ocean’s Thirteen, Brian Koppelman, stwierdził: Nie mam zbyt wielu zasad w życiu, ale jest jedna, której się trzymam. Jeśli Ryan Holiday napisze książkę, czytam ją od razu, jak tylko wpadnie w moje ręce. Moja pierwsza myśl: WTF is Ryan Holiday?! No to sobie sprawdziłam.

Wnioski? Czas umierać! Jestem od niego starsza i już po prostu nie zdążę być jak Ryan Holiday. Zresztą założenie, że to tylko kwestia wieku, jest co najmniej dyskusyjne. To były niewłaściwe wnioski. Jedyny słuszny: naprawdę powinnam przeczytać tę książkę!

Autor pisze o sobie krótko. Nie onanizuje się własnymi dokonaniami i powszechnym poklaskiem. Traktuje siebie jako przykład, pojawiający się zresztą w zasadzie tylko we wprowadzeniu. Potem opisuje, jak relacje z ego układały sobie znane i nieznane postaci. Często ludzie o których nie mamy pojęcia, a którzy wywarli wielki wpływ na losy, jakkolwiek to górnolotnie zabrzmi, świata. A przynajmniej rzeczywistości, w której dzisiaj żyjemy. Wybrali, że wolą robić, niż być. Już sam research jest ciekawy. Przywołane życiorysy są świetnym materiałem na niejeden film. Niektórzy nadają się na dokument, inni na całkiem fascynującą fabułę. Część z nich została już zresztą wykorzystana.

Ego jest definiowane w książce na wiele sposobów. Jeden z nich to niezdrowe przekonanie o swoim znaczeniu i wyznaczanie swoich celów wyłącznie przez pryzmat własnej osoby. Ego is the enemy opisuje walkę z ego na trzech etapach, i wedle tych wątków książka jest podzielona na części: dążenia do sukcesu, przeżywania sukcesu oraz radzenia sobie z porażką.

Książka jest warta przeczytania z kilu powodów. Ten najważniejszy, to chęć wypracowania w sobie mechanizmów, które pozwolą nie traktować siebie aż tak poważnie. Do problemu z tą sferą trudno jest się jednak przyznać. Nie szkodzi! Kolejny powód to bycie na bieżąco z przedstawicielami tej lepszej strony pop-kultury. Ryan Holiday z pewnością do nich należy. Można także sięgnąć po Ego is the enemy ze względu na opisane w niej przypadki, tak czysto faktograficznie. I ostatni. Warto ją wysłać Sofii Coppoli. Jest jednak wysoce prawdopodobne, że jej nie potrzebuje. Robi swoje, bez względu na efekty i nie udziela wywiadów plotkarskiej prasie. Oznacza to, że jest zbyt zajęta, by mieć wroga w swoim ego.