Ostatni sezon „Gry o Tron” budzi(ł) emocje, niekoniecznie jednak jego fabuła. Gdy widz nie widzi nic, ja widzę ciekawą sPRAWĘ z zakresu prawa autorskiego.
Długa noc
Operator odpowiedzialny za odcinek wie, że za ciemno nie było, bo sam to kręcił. Tłumaczy, że przygotował kawał dobrej rozrywki z klimatem. W wolnym, bardzo!, tłumaczeniu to nie jego wina, że większość widzów zjada sushi nożem i widelcem, siedząc na klopie. Scena nadawała się do wyświetlenia w kinie a nie na iPadzie i zrobiono ją wedle najlepszych standardów sztuki operatorskiej, mimo że efekt pracy będzie streamowany i oglądany na telewizorach różnych marek, kształtów i rozmiarów.
Niszowy temat dla milionów?!
Podczas ostatniej edycji festiwalu Camerimage, zorganizowano panel autorów zdjęć z przedstawicielami Netflixa. Opowiadano o sPRAWACH, które pozornie interesują jedynie operatorów filmowych i koneserów. Pół roku później o tych samych kwestiach dyskutują miliony niezadowolonych widzów.
Podsumowanie panelu można przeczytać w FilmPRO (Nr 1(37)/2019 wiosna). Podczas wspomnianego spotkania rozmawiano m.in. o wymogach technicznych, stawianych autorom zdjęć do produkcji Netflixa. Skupiono się w szczególności na wymogu rejestrowania obrazu sprzętem o rozdzielności podstawowej co najmniej 4K i umożliwiających pracę w rozpiętości tonalnej HDR.
Niewykluczone, że gdyby HBO stawiało twórcom zdjęć powyższe wymogi, fani „GoT” skupiliby się jedynie na analizie taktyki wojennej, motywacjach postaci i skłonnościach samobójczych Nocnego Króla.
Co ma do tego prawo autorskie?!
Dyskusja operatorów z przedstawicielami Netflixa jest bardzo interesująca w kontekście wpływu wymogów technicznych na swobodę twórcy. Okazuje się, że narzucone standardy mogą ingerować w autorskie prawa osobiste. Jest to sygnał dla twórców, ale także dla prawników, przygotowujących umowy lub oceniających wpływ danego działania na sferę dóbr osobistych operatorów. Upraszczając, w USA problem będzie miał małe znaczenie, bo w tamtejszym przemyśle filmowym praw osobistych twórców się po prostu nie uwzględnia. Trzeba jednak pamiętać o międzynarodowym wymiarze produkcji Netflixa. W przypadku koprodukcji treść „europejskiego” prawa nie jest bez znaczenia.
Autorzy zdjęć woleliby sami decydować o zastosowaniu 4K/HDR jeśli uznają, że dany projekt tego wymaga. Argumenty przeciwko pracy przy narzuconych standardach:
- zawężenie wyboru kamery a w konsekwencji całego osprzętowania;
- producenci sprzętu zyskają kontrolę nad obrazem;
- autor zdjęć musi zrezygnować z poszukiwań rozwiązań, umożliwiających uzyskanie takiego obrazu, jaki jego zdaniem najlepiej pasuje do danego dzieła filmowego. W opinii Manuela Alberto Claro (operator m.in. Larsa von Triera): „Kiedy słyszę, że to musi być w 4K czy HDR, to mam wrażenie, że nie macie pojęcia, co robię i jak pracuję. Ponieważ nigdy nie myślę takimi kategoriami jak HDR, tylko robię testy dostępnych rozwiązań i szukam, co z nich pozwoli mi uzyskać obraz, jakiego chcę. Wolałbym spotkać się w kinie, obejrzeć testy i na podstawie własnego spojrzenia i doświadczenia zdecydować, co wygląda najlepiej dla danego projektu(…)” (R. Sampławski, „Spotkanie Netfliksa z autorami zdjęć”, FilmPRO, Nr 1(37)/2019 wiosna, s. 28).
Uzasadnienie dla pracy w ramach określonych standardów:
- nieoszczędzanie na jakości obrazu;
- względy archiwizacyjne – próba uwzględnienia parametrów telewizorów, które obędą sprzedawane za kilkanaście lat;
- wyeliminowanie upscalingu obrazu poprzez najnowsze telewizory, co może prowadzić do zmiany ostrości zdjęć, wbrew intencji operatora;
- HDR nie narzuca określonego stylu wizualnego.
To jest bardzo ciekawy wątek. Wymaga ustalenia, co wpływa na indywidualny i twórczy charakter efektu pracy operatora obrazu, poza samą kompozycją kadru. Kamera dla autora zdjęć to nie to samo, co komputer dla autora książki. Określony format czy rozdzielczość nie stanowi prostego odpowiednika pliku z rozszerzeniem .doc lub .pdf
Czy to już?!
Jeśli narzucanie autorom zdjęć standardów stanie się powszechną praktyką a potem zwyczajem, uchyli to bezprawność ingerencji w prawa osobiste. Podobnie jak w przypadku oznaczenia autorstwa w produkcjach reklamowych. Przeciętnego widza w kwestii obrazu interesuje to, żeby był ostry, z ładnymi kolorami i nie za ciemny oczywiście. Przeciętnego producenta interesują potrzeby widza, zwłaszcza przeciętnego.
Być może zatem oprócz wersji reżyserskiej i producenckiej filmu, zaczną niebawem powstawać także wersje operatorskie…?