Producent w amoku, prawnicy po omacku: dobra osobiste rodziny bohatera filmu

Sex sells, ale śmierć sells też nie najgorzej. Zwłaszcza, jeśli zabójca, zanim trafia przed sąd, opisuje wszystko w książce. Podobno.

24. marca do kin wszedł Amok. Dystrybutor zachęca do jego obejrzenia w następujący sposób:

Nowy film Katarzyny Adamik oparty na prawdziwej historii Krystiana Bali, którą żyły media na całym świecie. W wydanej w 2003 roku książce „Amok” opisał on zbrodnię bardzo podobną do tej, o którą został później oskarżony! Sprawa Bali dała początek najgłośniejszemu procesowi poszlakowemu w historii Polski, a jej przebieg relacjonowały m.in. BBC, Guardian, New Yorker, Time, Daily Mail, The Washington Post, Der Spiegel, Le Figaro, Le Parisien i Telegraph.

Do pokazywania filmu zniechęca i dystrybutora, i producenta, rodzina ofiary. Najbliżsi zabitego nie chcą przeżywać po raz kolejny tragedii, która do nich wraca, tym razem w sfabularyzowanej odsłonie. Twierdzą, że rozpowszechnianie filmu narusza ich dobra osobiste. Co ciekawe, to producent jako pierwszy pozwał rodzinę ofiary, ale nie chcę zagęszczać teraz akcji. Wystarczająco wiele wątków prawniczych dostarcza tytułowy problem.

Nikt nie zna zakończenia

Dobra osobiste są chronione przez Kodeks cywilny, ale nie są w nim zdefiniowane. W przepisach wymieniono kilka przykładowych wartości, wyjątkowo ważnych dla każdego człowieka. Lista nie jest zamknięta, o czym świadczy chociażby uwzględnienie na niej zdrowia, ale już nie życia.

Zarzucając komuś naruszenie dóbr osobistych, należy w pozwie wskazać o jakie konkretnie dobro chodzi. Akurat w tym przypadku nie wystarczy ogólnikowe „bo mi to nie pasuje, że…”. Ponieważ przykłady dóbr z kodeksu są wybiórcze, niektóre z owych wartości nazwały sądy. Dopuściły tym samym ich prawną ochronę. Jednym z takich dóbr jest prawo do kultu pamięci osoby zmarłej.

W kwestii niektórych dóbr osobistych sądy wypowiadały się tak często, i w miarę jednolicie, że można przewidzieć, jak orzekną w kolejnym, podobnym przypadku. Spór z Amokiem w tle, do takich się nie zalicza.

Fakty i mity w… filmie

Podobno Amok nie jest wiernym odwzorowaniem książki a ta nie stanowi relacji z dokonanego morderstwa. Nigdy się nie dowiem, jak jest naprawdę, bo książka jest z gatunku #OczyMiKrwawią. Faktem jest to, że w filmie nie wykorzystuje się imienia ani nazwiska ofiary. Zmieniono także jej wiek i zawód. Mimo iż w rzeczywistości ofiarą była określona i zidentyfikowana osoba, na potrzeby filmu stworzono postać fikcyjną.

Sąd już raz orzekał w sprawie związanej z filmem Amok. W zwiastunie filmu wykorzystano fragment materiału prasowego, w którym ujawniono personalia ofiary. Sąd zakazał  ich użycia oraz innych danych wrażliwych zabitego mężczyzny. Nie przychylił się jednak do żądania, by zakazać wykorzystywania przy promocji filmu szczegółów zbrodni. Rodzina ofiary uważa, że podanie personaliów samego zbójcy, umożliwia także identyfikację zamordowanego. A skoro tak, prowadzi to do naruszenia ich dóbr osobistych.

Fakty i mity w… prawie

Członkowie mogą domagać się jedynie ochrony własnych dóbr osobistych. Nie mogą np. powoływać się na prawo do prywatności ofiary. Dobra osobiste wygasają wraz ze śmiercią. I słusznie, bo po dokonaniu żywota, w zależności od wyznania, człowiek albo nie martwi się już o nic, albo ma poważniejsze powody do zmartwienia. W opisanym przypadku, rodzina mogłaby się powołać na uniemożliwienie jej realizacji prawa do kultu pamięci osoby zmarłej. A czy ma do tego podstawy?!

Jacek Miłaszewski, autor bloga PrzepraszamNieWystarczy, przyznaje rację rodzinie ofiary. Pisze o sytuacji związanej z filmem Amok tak:

Nie wiem dlaczego media próbują przekonywać, że w sprawie chodzi przede wszystkim o wyznaczenie granicy ochrony dóbr osobistych. Skoro każdy widz może z łatwością rozpoznać historię oraz wie kto rzeczywiście kryje się za wymyślonymi postaciami to zmiana danych nie wystarczy, by nie doszło do naruszenia prawa.

Ja to przekonywanie obecne w mediach rozumiem. Też uważam, że ustalenie, gdzie leży owa granica, przesądzi o  rozstrzygnięciu sprawy. Tu nie chodzi o to, czy postać jest identyfikowalna, ani o to, czy widzowie mogą się domyślić o kogo w filmie chodzi. Te okoliczności miałyby w polskim sądzie znaczenie, gdyby chodziło o ochronę dobrego imienia bądź czci osoby żyjącej. Ewentualnie, gdyby rodzina protestowała przeciwko oczernianiu ich zmarłego krewnego. Orzecznictwo wypowiadało się na ten temat chociażby w sprawach dotyczących postaci producenta filmowego w Jesteś bogiem, bohaterki Nocnika Andrzeja Żuławskiego i biegłego sądowego, pokazanego w filmie Sprawa Gorgonowej.

Nie widziałam pozwu, ale na podstawie doniesień prasowych rozumiem, że rodzina nie zarzuca, że o jej krewnym mówi się w filmie źle albo nieprawdę. Przeszkadza jej, że się w ogóle mówi. Bo to przykre i bolesne. To prawda. Problem polega jednak na tym, że takie emocje może wzbudzać w najbliższych wiele bodźców. Film o samym mordercy, książka o śledztwie, dokument o wyrafinowanych psychopatach. Czy one też nie mają prawa powstać?? Sprawa sprowadza się właśnie do tego, jakie są granice prawa do kultu i pamięci.

Kult pamięci zmarłego

Prawo do kultu, wedle orzecznictwa, polega na możliwości pożegnania się ze zmarłym w określony sposób, godnego pochówku, poszanowania zwłok i uszanowania woli najbliższych w kwestii samej ceremonii pogrzebowej.

Prawo do pamięci to prawo do zachowania wspomnień o danej osobie. Jest to trudne, gdy po śmierci jest nazywana rosyjskim agentem, ubekiem, niewierną dziwką czy niekompetentnym idiotą. A co jeśli to prawda?? Sąd będzie ważył różne dobra: 1) prawo opinii publicznej do poznania prawdy, które nie jest bezgraniczne i nie uzasadnia dowiedzenia się wszystkiego o każdym i z każdej sfery życia; 2) prawo dziennikarza/filmowca do wolności słowa i wolności artystycznej. Ocena jest uzależniona od wielu czynników, m.in. kim był i jaką funkcję pełnił zmarły. To nie jest jednak sytuacja związana z Amokiem.

Rodzina domaga się uszanowania prawa do nieprzypominania jej na ekranie kin, że ich bliski nie żyje. Pojawiło się też stwierdzenie, iż „(…) rodzina ofiary nigdy nie zgodziła się na komercyjne wykorzystywanie odniesienia do prawdziwej zbrodni.” To by mnie prawdziwie przeraziło, jeśli jakiś sąd doszedłby do wniosku, że KTOKOLWIEK ma prawo do udzielenia zgody na komercyjne wykorzystywanie odniesień do jakiejś zbrodni.

O jedną umowę za daleko…

Pełnomocnik rodziny podnosi, że producent filmu podpisał umowę z zabójcą. A skoro tak, to przewidywał, że jej brak możne oznaczać problemy. No i właśnie je teraz ma, bo nie umówił się na nic z krewnymi ofiary. Umowa ze skazanym raczej nie dotyczyła wyrażenia przez niego zgody na naruszenie dóbr osobistych. Chodziło pewnie o ekranizację jego książki. Taka umowa jest wymagana przez przepisy prawa autorskiego. Poza tym już widzę nagłówki w prasie, że człowiek w więzieniu to też człowiek i należy szanować jego prawa. Również autorskie.

Nie rozumiem obranej strategii procesowej. Wszelkie wzmianki o umowach, pieniądzach i innych przyziemnych sprawach powodują, że ten, kto skarży się na naruszenie niematerialnych wartości, traci wiarygodność. Być może chodzi o to, że podobno do dzisiaj skazany nie zwrócił rodzinie ofiary kosztów na adwokata. Teraz, skoro producent coś mu zapłacił za ekranizacje książki, będzie miał z czego zapłacić. Nawet jeśli, nie jest to, moim zdaniem, wątek, na którym warto skupiać uwagę pozywając o ochronę dóbr osobistych.

I jaki z tego wszystkiego wniosek?

Bardzo niejednoznaczny. Podsumowując:

1) moim zdaniem, w opisanej powyżej sprawie nie dochodzi do naruszenia prawa. Po pierwsze, mam wątpliwości co do istnienia takiego dobra osobistego jak prawo do decydowania o komercyjnym wykorzystaniu odniesienia do zbrodni. Po drugie, uważam, że kult pamięci po osobie zmarłej powinien mieć granice. Bazując na wskazanych wyżej źródłach uważam, że w przypadku filmu Amok, nie dochodzi do ich przekroczenia;

2) rodzina przeżyła osobistą tragedię, ale wyrok w opisanej sprawie, przełoży się na uniwersalne postrzeganie problemu. Niby w Europie nie mamy prawa precedensowego, ale w praktyce i strony postępowania, i sądy, odwołują się do orzeczeń, wydanych wcześniej w podobnych sprawach. Sąd powinien mieć tego świadomość. Zwłaszcza, że już samo dobro w postaci kultu pamięci po zmarłym zostało ukształtowane nie przez prawo, ale przez orzecznictwo. Wyrok przyznający rację rodzinie, byłby powoływany za każdym razem w sporach dotyczących filmów czy książek opartych na faktach. Moim zdaniem, ze szkodą dla działalności twórców i dziennikarzy;

3) film Amok nie odnosi się do jednej z wielu zbrodni, o której nikt nie słyszał. Twórcy nie musieli prowadzić śledztwa, nękać rodziny niewygodnymi pytaniami ani przepytywać sąsiadów. Sięgnęli po historię, która i tak była znana opinii publicznej;

4) UWAGA: powyższe nie oznacza, że takie będzie rozstrzygnięcie sądu. W przypadku tego typu spraw, działa się trochę po omacku. Naruszenie dóbr osobistych to nie stuknięty zderzak, ani nie kwestia możliwości zwrotu towaru po 14 dniach. Nie daję także rady typu, bierzcie i korzystajcie z historii o morderstwach wszyscy, bo jeśli się nie dogada z rodziną osoby, o której robi się film, to widać, co się może stać. Czy jednak aby na pewno producent traci na tym całym zamieszaniu?!

Jeśli sąd uzna, że doszło do naruszenia dóbr osobistych rodziny, to nacieszcie oczy, póki możecie, Jestem mordercą.  Roszczenia o ochronę dóbr osobistych nie ulegają przedawnieniu. Dobra wiadomość jest taka, że organy władzy nie mogą zażądać oddania płyty DVD, kupionej do użytku domowego. Na razie!!

To, co napisałam to prawda, ale przy przyjęciu założeń, wynikających z dostępnych podczas pisania artykułu przekazów medialnych. Po uzyskaniu kilku dodatkowych informacji, opisałam sPRAWĘ raz jeszcze.