Najlepiej uczyć się na cudzych…filmach. „Artykuł 18” i inne artykuły

Upominanie się o prawa LGBT jest w Polsce zadaniem wyjątkowo niewdzięcznym. Przede wszystkim dlatego, że, jak dotąd nie przynosi efektów. Skuteczni okazali się za to twórcy dokumentu Artykuł 18

O filmie powiem tyle, że polecam go oglądnąć. Obawiałam się kolejnego obrazu o upokarzaniu porządnych ludzi przez Prawdziwych Polaków. Bohaterowie dokumentu są jednak szczęśliwi, tylko czasem bywają smutni. Jednym z powodów jest sposób wykładni art. 18 Konstytucji, uniemożliwiający w Polsce zawierania małżeństw przez pary homoseksualne oraz uznawania skutków prawnych takich związków, zalegalizowanych za granicą. Film powinien zainteresować prawników, socjologów i fanów opanowania i mądrości Pani Profesor Łętowskiej.

Niniejszy artykuł mógł powstać dzięki mojej rozmowie z Bartoszem Staszewskim, za co mu serdecznie dziękuję.

Prawo cytatu, prawem każdego filmowca

Film jest dokumentem. Ma pokazać, jak było. Najwygodniej zrobić to poprzez odwołanie się do istniejących materiałów, w tym filmowych. Prawo cytatu jest wyjątkiem od obowiązku zadawania temu, kto ma autorskie prawa majątkowe, dwóch podstawowych pytań: czy mogę? i za ile? 

W przypadku Artykułu 18, korzystanie z materiałów telewizyjnych i innych nagrań, za darmo i bez pytania, było szczególnie ważne. Po pierwsze, pieniądze na produkcje zebrano w ramach crowdfundingu, więc się nie przelewało. Po drugie, zakładam, że ze względu na tematykę filmu, kilka podmiotów w tym kraju, mogłoby powiedzieć nie, bo nie!

Cytat pozwala na zignorowanie woli i finansów uprawnionego, w imię wyższego dobra. Jest nim powstanie nowego utworu, który naucza, wyjaśnia, polemizuje lub dokonuje krytycznej analizy. Ustawodawca uznał, że cele są dla ogółu na tyle istotne, że uzasadniają skorzystanie z fragmentu, lub w niektórych przypadkach z całości, cudzego utworu. Przepis o cytacie mówi także o prawach gatunku twórczości. To jednak prawdziwe pole minowe, więc zostawię na razie przestrzeń na wybuch niepewności. Najpierw zbuduję fundamenty praktycznego (nie)funkcjonowania prawa cytatu.

W Artykule 18, cudze materiały były potrzebne, między innymi, żeby:

  • udokumentować fragmenty przemówień polityków, wypowiadających się na poruszane w filmie kwestie. Chodzi zarówno o programy telewizyjne jak i archiwalne nagrania w formie wideogramów;
  • przypomnieć, jak przebiegały marsze równości i z jaką reakcją obserwatorów się spotykały;
  • w momencie, gdy jedna z bohaterek mówi o znaczeniu swojego wystąpienia w paśmie telewizji śniadaniowej, pokazać kilka sekund z wywiadu na kanapie. Kobieta wspomina także przełomową okładkę kolorowego magazynu, na której ukazało się jej zdjęcie z partnerką. Bez masek, ale z synem. Na ekranie pojawia się owa okładka.

W teorii, można brać! W praktyce, należy bardzo uważać!!

Cytat jako niedozwolony użytek

Ironiczne to w kontekście tematyki Artykułu 18, ale fakt, że ma się do czegoś prawo nie oznacza, że inni będą tego samego zdania.

Ustalenia z jednym z nadawców. Potrzebne są ujęcia, które będą wykorzystane w celu wyjaśnienia. Prawo cytatu mówi: no problem! Nadawca też… pod warunkiem, że się zapłaci się 5 000 złotych za każdą minutę materiału. A po okresie wygaśnięcia licencji, zapłaci raz jeszcze. I kolejny, jeśli dokument będzie dalej rozpowszechniany.

Rozmowy nie zaczynały się od pytania, gdzie i po co to będzie wykorzystane. Dla uprawnionego nie ma to znaczenia. Jest wysoce prawdopodobne, że jeśli zobaczy swój materiał w cudzym filmie, będzie robił problemy. Na przykład wystąpi o zabezpieczenie. Jeśli uprawdopodobni przed sądem, że doszło do naruszenia prawa autorskiego, będzie mógł tymczasowo zakazać emisji dokumentu. Potem, na szczęście, będzie proces, żeby już po kilku latach okazało się, że jednak skorzystanie z prawa cytatu było zasadne. Takiego scenariusza każdy filmowiec powinien unikać.

Jak żyć?!: spróbuj dogadać się z uprawnionym, chyba że projekt jest niewielki, raczej dla przyjemności twórcy, niż ku uciesze publiczności. Wtedy prawdopodobnie się o nim nie dowie. Wbrew pozorom, osiągnięcie porozumienia nie zawsze jest niemożliwe. Jeśli jest na to budżet, zapłać za kluczowe dla filmu ujęcia. Jeśli nie ma, są dwie opcje. Działać zgodnie z prawem cytatu i być gotowym na negatywne konsekwencje albo wybrać inne ujęcia. I ponownie…próbować dogadać się z uprawnionym.

Filmowcom wolno wszystko!

A przynajmniej tak im się wydaje, kiedy odwołują się do uzasadnienia dla cytatu, jakim są „prawa gatunku twórczości”. Prawnicy nie potrafią tego narysować, nie wiedzą dokładnie co to znaczy i nie rozpoznają, gdy przejdzie obok ulicą. A skoro tak, uzasadnienie, że dane wykorzystanie mieści się w tej przesłance, jest bardzo trudne.

Niektórzy filmowcy rozumują następująco: skoro fragment cudzego utworu pasuje mi do koncepcji ujęcia to biorę, bo takie są prawa gatunku twórczości, że trzeba podążać za swoją wizją artystyczną. Nie idźcie tą drogą! Prawnicy są przekonani co do tego, że nie liczą się potrzeby danego rodzaju twórczości, ale przyjęte zwyczaje, w zakresie cytowania w poszczególnych gatunkach twórczości. Jako przykład, w szczodrości interpretacyjnej, dopuszczają uczynienie z fragmentu cudzego utworu motta.

Jak żyć?!: jeśli jednym uzasadnieniem dla wykorzystania cudzego utworu, miałyby być prawa gatunku twórczości, lepiej zrezygnować z cytowania.

Czy każdy musi zrozumieć?  

W dokumencie, Agnieszka Holland mówi o tym, że bohaterzy homoseksualni przedostają się do mainstreamu.  Rzeczywiście,  w bardzo popularnych filmach i serialach, orientacja seksualna przestaje być problemem, na którym zasadza się fabuła. Bohaterką jest kobieta, która jest lekarzem, lubi jakieś tam owoce, ma ciemne włosy i jeszcze taką cechę, że jest lesbijką. Po wypowiedzi Holland jest pokazany kilkusekundowy fragment serialu Grey’s Anatomy. Wydaje mi się, że mieści się to w wyjaśnieniu. Z drugiej strony, już widzę tych, którzy mówią, że jeśli ktoś nie zna fabuły, i nie wie co to za serial,  kto w nim jest jakiej orientacji, to pokazane sekundy niczego mu nie wyjaśnią.

 UWAGA: tu się cytuje!

Przepisy prawa autorskiego, bardzo słusznie zresztą, wymagają, aby oznaczać cytat w taki sposób, by zawsze było wiadomo, gdzie zaczyna się i gdzie kończy cudzy materiał. Do tego należy podać imię i nazwisko twórcy oraz źródło.

Nadawcy publiczni zwykle robią to źle, często podając źródło i twórcę w jednym: YouTube. Nie należy także brać przykładu z praktyk, zastosowanych przez twórców produkcji science fiction pt. Pucz.

Twórcy Artykułu 18,  skorzystali na początku ze zwyczajów amerykańskich. W tamtejszych produkcjach przyjmuje się, że w napisach końcowych należy podać z czyich materiałów się skorzystało. Uważam jednak, że lepszym rozwiązaniem, i takie też zostanie wprowadzone do rozpowszechnianej wersji filmu, jest oznaczanie każdego materiału z osobna. W przypadku produkcji dokumentalnych, dołożenie belki nie powinno być traktowane jako nadmierna ingerencja w obraz. Oczywiście wiadomo, że obrazek ma być estetyczny, ale napisy o charakterze informacyjnym w nienachalnej formie graficznej, nie powinny razić. Inaczej pewnie podeszłabym do problemu w przypadku produkcji fabularnych.

Jak powinien brzmieć podpis?! Prawo autorskie każe szanować autorskie prawa osobiste, stąd wymóg podania imienia i nazwiska autora. Problem polega na tym, że w realiach produkcji filmowej i telewizyjnej, częstą praktyką jest niewykonywanie tych praw. Nie zawsze można ustalić, kto jest autorem ujęcia. Kolejna wątpliwość dotyczy tego, kogo w ogóle należy uznać w przypadku cytowanych materiałów audiowizualnych za autora. Będzie ich co najmniej kilku i zawsze istnieje ryzyko, że kogoś się pominęło. Wydaje mi się, że za zwyczaj w oznaczaniu cytowanych materiałów, można uznać podanie informacji o tytule audycji, stacji i dacie emisji. Jeśli cytuję klatkę z filmu, np. w prezentacji towarzyszącej mojemu gadaniu, zawsze podaję imię i nazwisko producenta, reżysera i operatora obrazu. Trochę dla szpanu, trochę po to, żeby słuchacze zwracali uwagę na, że film to nie tylko aktorzy.

W Artykule 18, niektóre z cytowanych ujęć wyróżniono podwójną ramką. Materiał nie wypełnia wówczas całego kadru, otacza go dodatkowe tło. Nie jestem przekonana czy taki zabieg jest konieczny, z prawnego punktu widzenia. Już samo oznaczenie belką, co to za materiał i czyj, powoduje, że widz się orientuje, że nie twórcy dokumentu. We mnie takie ramki budzą skojarzenia z odcinkami seriali, zamieszczanych nielegalnie na YouTube. Dodatkowe elementy graficzne oszukują SystemID. Twórcy Artykułu 18 nikogo nie oszukują, próbują tylko uniknąć oskarżeń o naruszenie prawa.

Dokument kończy się początkiem, czyli sceną ze ślubu, i piosenką w wykonaniu Katarzyny Groniec. Takie wykorzystanie piosenki, mimo że jej tekst współgra z przesłaniem filmu, nie mieści się w prawie cytatu. Postarano się zatem o zezwolenie od uprawnionych. Udzielili go nieodpłatnie a wcale nie musieli. Da się?! [to retoryczne pytanie kieruję i do twórców, którzy najpierw naruszają prawo a potem myślą oraz uprawnionych, którzy najpierw odmawiają a potem…też odmawiają].

Macierewicz w kościele i homofob w napadzie szału

Poza prawem autorskim, twórcom filmowym bliskie są, albo powinny być, zasady dotyczące korzystania z cudzego wizerunku. Twórcy Artykułu 18 podpisali umowę z wszystkimi, udzielającymi wypowiedzi na użytek dokumentu.  Rozmówcy serdeczni, mądrzy, szanowani, ale na samym zaufaniu się nie skończyło. Jeśli jest taka możliwość i tolerancja u filmowanego, najlepiej jest skopiować do umowy o wykorzystanie wizerunku wszystkie pola eksploatacji, na których będzie się korzystało z filmu. Nie podoba mi się ta praktyka, uważam, że jest na wyrost, ale jednocześnie zalecam, by ją stosować.

Nie jest potrzebna zgoda na rozpowszechnianie wizerunku osoby pełniącej funkcje publiczne, jeśli do jego utrwalenia doszło w trakcie ich wykonywania. W czasach, kiedy, przykładowo, nadaje się miesięcznicom rangę uroczystości państwowej a obchody mają miejsce w kościele, wolno utrwalać i rozpowszechniać wizerunki klękających oficjeli.

Nadużywany przez filmowców bywa inny przepis, który wyłącza konieczność wyrażenia zgody na korzystanie z wizerunku. Chodzi o osoby, będące częścią większej całości. To nie jest zasada, pozwalająca kręcić wszystkich, którzy wyszli z domu, bo przecież znajdują się w miejscu publicznie dostępnym a więc są częścią większej całości. W dokumencie pojawiają się ujęcia z drona, pokazujące tłum, uczestniczących w marszu równości. Z góry i z takiej odległości, poszczególne osoby są nierozpoznawalne. Można je uznać za część większej całości.

Jeden z bohaterów dokumentu obiecuje homoseksualistom, że „będziecie stąd wyp* p*!!„. Mówi to do kamery a jego twarz jest w pełni widoczna. Czy doszło do naruszenia prawa do wizerunku? To zależy od kilku czynników: 1) czy nagrywany był w ogóle tego świadomy?; 2) czy wyraził zgodę na utrwalenie jego wizerunku? 3) czy wiedział w jaki sposób ten wizerunek zostanie wykorzystany?

Elokwentny interlokutor najpierw wygłosił swoją kwestię a potem został zapytany przez adresatów wypowiedzi, czy powtórzy te słowa do kamery. Uprzejmie nie protestował. Pierwsze dwa punkty z głowy. A trzeci? Zastanowiłabym się w jakim stopniu rozpowszechnienie wizerunku narusza dobro uprawnionego i czy na pewno on sobie rozpowszechnienia nie życzy. Wybrał się na marsz równości, świadomie zdecydował się na powtórne wygłoszenie swojej opinii przed kamerą. Trudno uznać, iż nie mógł przewidzieć, że nagranie będzie wykorzystane w celu przekazania widzom jego poglądów. Ewidentnie był zdeterminowany i zainteresowany dotarciem do jak najliczniejszej grupy odbiorców a twórcy dokumentu mu to umożliwili.

Inaczej należy potraktować ujęcie, w którym w kadrze pojawia się dwóch przypadkowych chłopaków, trzymających się za ręce. Fakt, że są w miejscu publicznym nie oznacza, że godzą się na utrwalenie i rozpowszechnienie ich wizerunku. Jeśli nie chce się zrezygnować z obrazka, należy na tyle zniekształcić wizerunek panów, by nie byli rozpoznawalni.

W grupie siła!

Co robią inni filmowcy, po pokazie takiego filmu? Mają pytania dotyczące organizacji produkcji? Ciekawi ich, jak wyglądał budżet? A może są zainteresowani powyższymi kwestiami prawnymi? Owszem, z tymże niektórzy wyłącznie oskarżając o naruszenie praw autorskich, ’bo to niemożliwe, żeby te wszystkie materiały udało się pozyskać za darmo od tak dużych podmiotów. JA musiałem płacić.’

Filmowcy! Uczcie się od siebie nawzajem, twórzcie dobre praktyki, płaćcie innym, kiedy prawo, lub przyzwoitość, nakazuje i protestujcie przeciwko wyciąganiu pieniędzy, kiedy przepisy są po Waszej stronie. Ale wcześniej,  albo w międzyczasie, zobaczcie Artykuł 18!